ROZDZIAŁ 15
Nawet biblioteki nie są bezpieczne
Spencer patrzyła obojętnie, jak para z jej kubka ze stali nierdzewnej rozpływa się w powietrzu. Naprzeciwko siedział Andrew Campbell i przerzucał strony ogromnego podręcznika do ekonomii. Zastukał palcem w podkreślony akapit.
- Dobra, tutaj jest napisane, jak Bank Centralny kontroluje popyt pieniądza. - wyjaśnił Andrew. - Na przykład, jeśli obawiają się, że dojdzie do recesji, to obniżają swoje wymagania w kwestii rezerw i stopy procentowe pożyczek. Pamiętasz, jak mówiliśmy o tym na zajęciach?
- Aha. - wymamrotała wymijająco Spencer. Jedyne, co wiedziała na pewno o Banku Centralnym to, że kiedy obniżali stopy procentowe, jej rodzice wpadali w podniecenie, bo to oznaczało, że akcje pójdą w górę, i matka będzie mogła przemeblować salon - znowu. Ale Spencer w ogóle nie przypominała sobie rozmowy na ten temat w klasie. Zajęcia z ekonomii budziły w niej to samo pełne frustracji poczucie bezradności, co powracający sen, w którym była uwięziona w podziemnym pomieszczeniu, które powoli wypełniało się wodą. Za każdym razem, gdy próbowała zadzwonić pod 911, cyfry na telefonie zamieniają się miejscami. A potem guziki zmieniają się w żelki, i woda zalewa jej usta i nos.
Było już po godzinie 20:00 w środę, Spencer i Andrew siedzieli w jednym z odosobnionych, otoczonych książkami pokoików do nauki w Miejskiej Bibliotece Rosewood, i przerabiali ostatnią lekcję z ekonomii. Ponieważ jej praca z ekonomii była plagiatem, dyrekcja Rosewood Day zadecydowała, że jeśli nie zdobędzie piątki na koniec semestru, to na stałe zostanie usunięta z tych zajęć. Rodzice z pewnością nie mieli zamiaru bulić na korepetytora - i wciąż nie odnowili kart kredytowych Spencer - więc dziewczyna się przełamała i zadzwoniła do Andrew, który miał najwyższe oceny w klasie. Zdumiewające, ale Andrew chętnie przystał na spotkanie, chociaż mieli dzisiaj mnóstwo zadane z angielskiego, analizy matematycznej i chemii.
- A tutaj jest jeszcze monetarne równanie wymiany walut. - powiedział Andrew ponownie stukając palcem w książkę. - Pamiętasz to? Rozwiążmy kilka zadań z tego rozdziału wykorzystując je.
Gdy Andrew sięgnął po kalkulator opadł mu na oczy kosmyk gęstych blond włosów. Spencer wydało się, że wyczuła orzechowy zapach Kiehl's Facial Fuel, swojego ulubionego męskiego mydła zapachowego. Zawsze go używał, czy to coś nowego? Była prawie pewna, że na Foxy, ostatnim razem, kiedy była tak blisko niego, nim nie pachniał.
- Ziemia do Spencer? - Andrew zamachał dłonią przed jej twarzą. - Halo?
Spencer zamrugała.
- Sorry. - wyjąkała.
- Słyszałaś cokolwiek z tego, co powiedziałem? - Andrew złożył ręce na podręczniku.
- Jasne. - zapewniła Spencer, choć kiedy usiłowała coś sobie przypomnieć, umysł podsuwał jej zupełnie innego sprawy. Na przykład wiadomość od „A”, którą otrzymały po zwolnieniu Iana za kaucją. Albo informacje medialne o zbliżającym się piątkowym procesie Iana. Albo, że jej matka planuje bez niej benefit. Albo, najczęściej, że może tak naprawdę Spencer nie urodziła się w posiadłości Hastings'ów.
Melissa nie miała zbyt wiele na poparcie teorii, którą się z nią podzieliła we wtorek wieczorem. Jedynym dowodem na możliwość adopcji Spencer, jaki przedstawiła, były przytyki kuzyna Smitha na ten temat, kiedy były małe. Genevieve szybko dała mu klapsa i odesłała do pokoju. I, jak o tym pomyśleć, Melissa nie przypominała sobie też dziewięciu miesięcy ciąży poprzedzających urodziny Spencer.
Nie było tego wiele, ale im dłużej Spencer o tym myślała, tym bardziej miała wrażenie, że ważne elementy układanki trafiają na swoje miejsce. Pomijając podobny odcień ciemnych blond włosów w ogóle nie były z Melissą do siebie podobne. A Spencer zawsze zastanawiała się, dlaczego jej matka zachowywała się jak upośledzona, kiedy w szóstej klasie przyłapała ją, Ali i resztę na zabawie „Wszystkie Jesteśmy Sekretnymi Siostrami”. Wymyśliły sobie, że ich biologiczna matka jest bardzo światowa, bogata i ustosunkowana, ale na lotnisku w Kuala Lumpur zgubiła pięć swoich pięknych córeczek (głównie dlatego, że podobał im się dźwięk słów Kuala Lumpur), bo była schizofreniczką (głównie dlatego, że podobał im się dźwięk słowa schizofrenik). Pani Hastings zazwyczaj udawała, że Spencer i jej przyjaciółki nie istnieją. Ale kiedy tym razem usłyszała, co robią, szybko się wtrąciła, twierdząc, że żartowanie z chorób umysłowych albo matek porzucających dzieci wcale nie jest zabawne. Ale hello? To była tylko zabawa.
Tłumaczyło to także wiele innych rzeczy. Na przykład to, dlaczego zawsze przedkładali Melissę nad Spencer. Dlaczego zawsze byli tacy rozczarowani młodszą córką. Może to wcale nie było rozczarowanie - może lekceważyli ją, bo nie była „prawdziwym” Hastings'em. Ale dlaczego nie wyznali tego przed laty? Adopcja to żaden skandal. Kirsten Cullen była adoptowana; jej prawdziwa matka pochodziła z Afryki Południowej. W podstawówce na pierwszej lekcji typu show-and-tell każdego roku Kirsten przynosiła zdjęcia ze swoich letnich wycieczek do Kapsztadu, gdzie się urodziła, i każda dziewczynka z klasy Spencer zieleniała z zazdrości. Spencer kiedyś też marzyła, żeby być adoptowanym dzieckiem. Wydawało się to takie egzotyczne.
Spencer utkwiła spojrzenie w iluminatorze na ogromnym przenośnym niebieskim dziele sztuki zwisającym z sufitu biblioteki.
- Przepraszam. - przyznała się Andrew. - Jestem trochę zestresowana.
- Ekonomią? - Andrew zmarszczył brew.
Spencer nabrała tchu, gotowa go pogonić i powiedzieć, że to nie jego sprawa. Tyle, że patrzył na nią z takim przejęciem, no i pomagał jej. Pomyślała jeszcze raz o tamtym okropnym wieczorze Foxy. Andrew, myśląc, że idą na prawdziwą randkę, był taki podekscytowany, ale kiedy dowiedział się, że Spencer go wykorzystała, stał się przygnębiony i zły. Ta cała sprawa z „A” i Toby'm Cavanaugh wydarzyła się tuż po tym, jak Andrew dowiedział się, że Spencer spotyka się z kimś innym. Czy w ogóle odpowiednio go przeprosiła?
Spencer zaczęła zamykać swoje wielobarwne markery i odkładać je do plastikowego pudełka, uważnie pilnując, żeby wszystkie były ułożone dokładnie tak samo. W chwili, gdy wsunęła na swoje miejsce jaskrawo-niebieski, wszystko w jej wnętrzu zaczęło bulgotać, jak w makiecie wulkanu na konkursie naukowym, która gotuje się do wybuchu.
- Wczoraj dostałam pocztą zgłoszenie na letni program naukowy Yale, i moja matka wyrzuciła je, zanim w ogóle na nie spojrzałam. - wyrzuciła z siebie. Nie potrafiła powiedzieć Andrew o Ianie czy o „A”, ale dobrze się czuła, mogąc się z nim podzielić czymkolwiek. - Powiedziała, że prędzej piekło zamarznie, niż Yale pozwoli mi wziąć udział w tym programie. I… moi rodzice planują na ten weekend szkolny benefit, ale mama nic mi o tym nie powiedziała. Zazwyczaj to ja pomagam planować takie imprezy. A w poniedziałek zmarła moja babcia, i…
- Twoja babcia zmarła? - oczy Andrew zogromniały. - Dlaczego nic nie powiedziałaś?
Spencer, zdetonowana, zamrugała. Czemu mówiła Andrew o śmierci babci? Przecież nie byli przyjaciółmi.
- Nie wiem. W każdym razie, zostawiła testament, i mnie w nim nie uwzględniła. - ciągnęła dalej. - Najpierw myślałam, że chodziło o ten bajzel ze Złotą Orchideą, ale potem moja siostra wspomniała, że w testamencie napisano o naturalnych wnukach. Początkowo jej nie wierzyłam, ale potem zaczęłam się zastanawiać. To doskonale pasuje. Powinnam była się zorientować.
- Zwolnij. - powiedział Andrew potrząsając głową. - Nie rozumiem. Powinnaś była się zorientować… o czym?
Spencer odetchnęła głęboko.
- Sorry. - powiedziała miękko. Naturalne wnuki oznacza, że jedno z nas nie jest naturalne. To oznacza, że jestem… adoptowana.
Spencer zastukała paznokciami o słoje drewna wielkiego mahoniowego stołu pokoju do nauki. Ktoś wyrył na jego powierzchni słowa Angela to zdzira. Spencer dziwnie się poczuła mówiąc to głośno - Jestem adoptowana.
- Może to dobrze. - zadumała się Spencer, wyciągając pod stołem swoje długie nogi. - Może mojej prawdziwej matce by na mnie naprawdę zależało. I może zdołałabym wyrwać się z Rosewood.
Andrew milczał. Spencer zerknęła na niego, zastanawiając się, czy przypadkiem nie powiedziała czegoś obraźliwego. W końcu odwrócił się i spojrzał prosto w jej oczy.
- Kocham cię. - oznajmił.
- Słucham? - Spencer wytrzeszczyła oczy.
- To taka strona internetowa. - mówił dalej Andrew niewzruszony. - I love you kropka com. A może zamiast you jest tylko u, nie jestem pewien. Dopasowują adoptowane dzieci do ich biologicznych matek. Powiedziała mi o niej dziewczyna, którą poznałem podczas podróży do Grecji. Wczoraj do mnie napisała, żeby powiedzieć, że się udało. W przyszłym tygodniu spotyka się ze swoją matką.
- Och. - Spencer z udawaną uwagą wygładziła idealnie wyprasowaną spódniczkę, odrobinę spłoszona. Oczywiście, wcale nie sądziła, że Andrew mówi, że kocha ją, albo coś w tym stylu.
- Chcesz się tam zapisać? - Andrew zaczął pakować swoje książki do plecaka. - Jeśli nie jesteś adoptowana, to po prostu nie znajdą nikogo pasującego. A jeśli jesteś… to może znajdą.
- Hm… - Spencer zakręciło się w głowie. - Okay. Jasne.
Andrew przeszedł z biblioteki najkrótszą drogą do pracowni komputerowej, a za nim podążyła Spencer. Sala głównej czytelni była prawie pusta, pomijając kilku zaocznych studentów, dwóch chłopców kręcących się w pobliżu ksero, bez wątpienia rozważających, czy zrobić ksero swoich twarzy i tyłków, oraz grupka wyglądająca na spotkanie sekty - każda z kobiet w średnim wieku miała na głowie jakiś niebieski kapelusz. Spencer wydawało się, że zobaczyła kogoś kryjącego się szybko za jedną z półek z autobiografiami, ale kiedy znowu tam spojrzała, nikogo nie dostrzegła.
Pracownia komputerowa była z przodu biblioteki, otoczona ze wszystkich stron wielkimi szklanymi oknami. Andrew usiadł przy jednym ze stanowisk, a Spencer przyciągnęła do niego jeszcze jedno krzesło. Andrew lekko poruszył myszką na boki, i ekran się włączył.
- Okay. - Andrew zaczął pisać, po czym przekręcił ekran w stronę Spencer. - Widzisz?
Kwieciste różowe litery na szczycie strony głosiły: Łączenie rodzin. Po lewej stronie ekranu znajdowała się seria zdjęć i pełne zadowolenia wypowiedzi osób, które już skorzystały z ich usług. Spencer zastanowiła się, czy znajduje się tu też przyjaciółeczka Andrew z Grecji - i czy jest ładna. Ale przecież wcale nie jest zazdrosna, ani nic w tym guście.
Spencer kliknęła link: Zapisz się. Wyskoczyła nowa strona, gdzie proszono ją o udzielenie odpowiedzi na różne pytania na jej temat, które zostaną potem wykorzystane do dopasowania Spencer i jej potencjalnej matki.
Oczy Spencer przesunęły się z powrotem na referencje. Sadie, lat 49, napisała: Sądziłam, że nigdy nie odnajdę syna. Teraz, kiedy się odnaleźliśmy, jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi! 24-letnia dziewczyna o imieniu Angela wykrzykiwała: Zawsze zastanawiałam się, kim jest moja prawdziwa matka. Teraz odnalazłam ją i zakładamy wspólnie sklep z akcesoriami! Spencer wiedziała, że nie świat jest tak niewinny i naiwny - sprawy nie układały się aż tak prosto. Ale i tak miała nadzieję.
- A jeśli naprawdę się uda? - przełknęła głośno ślinę.
Andrew wsunął dłonie do kieszeni blezera.
- Cóż, to chyba dobrze, prawda?
Spencer potarła podbródek, odetchnęła głęboko i zaczęła wpisywać swoje imię, numer komórki i adres e-mail. Wypełniła puste pola z miejscem i datą urodzin, przebytymi chorobami i grupą krwi. Gdy dotarła do pytania: Proszę wyjaśnić, dla którego prowadzisz te poszukiwania, jej palce zawisły nad klawiaturą w zastanowieniu nad właściwą odpowiedzią. Chciała napisać: Bo moja rodzina mnie nienawidzi. Bo nic dla nich nie znaczę.
Andrew przesunął się za jej plecami. Spencer ostatecznie wpisała: Z ciekawości. Potem odetchnęła głęboko i wcisnęła klawisz: Wyślij.
Z maleńkich głośników komputera zabrzęczały pierwsze takty „Trzech kurek”, a na monitor wypłynął animowany obrazek bociana okrążającego świat, jakby pilnie poszukiwał matki Spencer.
Dziewczyna mocno zacisnęła pięści, oszołomiona tym, co właśnie zrobiła. Nagle, gdy się rozejrzała, wszystko zaczęło wydawać się jej obce. Całe życie przychodziła do tej biblioteki, ale nigdy nie zauważyła, że olejne obrazy na ścianach pracowni przedstawiają leśne krajobrazy. Ani wielkiego znaku na wewnętrznej stronie drzwi, głoszącego: UŻYTKOWNICY BIBLIOTEKI: GDY KORZYSTACIE Z INTERNETU ŻADNEGO FACEBOOK'A I MYSPACE, NIGDY! Nigdy tak naprawdę nie przyjrzała się drewnianej podłodze w piaskowym kolorze, ani wielkim ośmiokątnym lampom majestatycznie zwisającym z bibliotecznego sufitu.
Gdy spojrzała na Andrew, on też wydał się jej obcy - w pozytywnym sensie. Spencer zarumieniła się, nagle poczuła się bezbronna.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. - Andrew wstał i pochylił się w stronę ościeża drzwi. - No i co, teraz mniej się stresujesz?
- Aha. - Spencer pokiwała głową.
- Dobrze. - Andrew uśmiechnął się i spojrzał na zegarek. - Muszę iść, ale zobaczymy się jutro na zajęciach.
Spencer patrzyła, jak przechodzi przez bibliotekę, macha do bibliotekarki, pani Jamison, i wychodzi obrotowymi drzwiami. Odwróciła się z powrotem do komputera i zalogowała na konto e-mail. Strona adopcyjna przysłała jej powitalnego maila z wiadomością, że wyniki wyszukiwania powinna otrzymać w ciągu kilku najbliższych dni do sześciu miesięcy. Już miała się wylogować, gdy w skrzynce odbiorczej pojawiła się nowa wiadomość. Nazwa użytkownika była niezrozumiałą zbitką liter i cyfr, a temat maila brzmiał: Obserwuję.
Ciarki przebiegły po kręgosłupie Spencer. Otworzyła e-maila i wbiła zmrużone oczy w słowa.
Sądziłam, że byliśmy przyjaciółmi, Spence. Ja wysyłam ci słodki liścik, a ty dzwonisz do glin… Co mam zrobić, żeby was, dziewczyny, uciszyć? Nawet mnie nie kuście! - A
- Och, mój Boże. - wyszeptała Spencer.
Za nią rozległ się głuchy odgłos. Spencer odwróciła się zesztywniała. W pracowni komputerowej, oprócz niej, nie było nikogo. Dziedziniec za biblioteką oświetlała latarnia, ale w bielutkim śniegu nie było widać żadnych śladów stóp. Wtem Spencer zauważyła coś za szybą jednego z okien - szybko znikającą smugę czyjegoś oddechu.
Krew w żyłach Spencer zmieniła się w lód. Obserwuję. Ktoś tam był kilka sekund temu… a ona o niczym nie miała pojęcia.
System Rezerwy Federalnej Stanów Zjednoczonych, bank nazywany także Rezerwą Federalną lub Fed (z ang. Federal Reserve) jest bankiem centralnym Stanów Zjednoczonych. Powstał na mocy Ustawy o Rezerwie Federalnej z 1913 roku, która była efektem prac komisji Aldricha związanej z paniką bankową z 1907 roku. Ustawa była wielokrotnie nowelizowana, najistotniejsze zmiany wprowadzono w 1933 i 1935 r. Utworzyły one z 7 osobowej Rady Gubernatorów faktyczne jądro decyzyjne banku. Wbrew nazwie sugerującej iż jest to organ federalny, jest to prywatny bank. System składa się obecnie z będącej organem federalnym Rady Gubernatorów w Waszyngtonie, dwunastu regionalnych Banków Rezerwy Federalnej rozmieszczonych w głównych miastach kraju, Komitetu ds. Operacji Otwartego Rynku (FOMC) oraz banków członkowskich. Poza tym w ramach banku działają trzy organy doradcze (nie mają osobowości prawnej). Obecnie stanowisko Przewodniczącego Rady Gubernatorów Systemu Rezerwy Federalnej zajmuje Ben Bernanke, który 1 lutego 2006 zastąpił Alana Greenspana (pełniącego tę funkcję przez 18,5 roku).
911 - numer alarmowy
Show and tell - pokazywanie czegoś widowni i opowiadanie o tym, zwyczaj kultywowany głównie w Ameryce Północnej, popularny także w Australii. Odbywa się zazwyczaj już w klasach szkoły podstawowej, aby wpoić dzieciom umiejętność publicznego przemawiania. Dziecko zazwyczaj przynosi z domu przedmiot i tłumaczy powód swojego wyboru, skąd ten przedmiot ma oraz inne istotne dla niego informacje
Kwestia wymowy: litera „u” ma w jęz. angielskim brzmienie podobne do słowa „you”. Doświadczeni sms-owcy zapewne wiedzą, że takich „skrótów” jest więcej: c, r, 2nite, 4, g8, h8, itp., itd.
Twinkle, Twinkle, Little Star - popularna tradycyjna dziecięca francuska piosenka z XVIII wieku. Słowa do polskiej wersji były napisane przez Karola Huberta Rostworowskiego. Muzyka ta została wykorzystana przez Wolfanga Amadeusza Mozarta w wariacji Ah vous dirai-je maman, przez co utwór zaczął później ulegać różnym zmianom. Obecnie on może mieć różne słowa do danej melodii, melodię lub jej styl wykonania. W Polsce piosenka jest znana pod tytułem: Trzy kurki.
Pretty Little Liars - Wicked Nikczemność
6