ROZDZIAŁ 7
Szczęśliwa rodzinka Hastings'ów
We wtorek wczesnym porankiem Spencer szła za siostrą po stopniach budynku sądu w Rosewood, wiatr smagał ją po plecach. Rodzina i krewni Spencer spotykali się u Ernesta Calloway'a, rodzinnego prawnika Hastings'ów, na odczytanie testamentu Nany.
Melissa przytrzymała dla niej drzwi. Korytarze sądu były pełne przeciągów i przyciemnione, oświetlone tylko kilkoma żółtymi żarówkami - było o wiele za wcześnie, by pojawił się ktokolwiek z pracowników. Przestaraszona Spencer zadrżała - ostatni raz była tu, gdy Ian został postawiony w stan oskarżenia. I pojawi się znowu pod koniec tygodnia, by zeznawać na jego procesie.
Ich kroki odbijały się echem od twardej marmurowej posadzki, gdy wchodziły po schodach. Sala konferencyjna, gdzie pan Calloway umówił spotkanie, była jeszcze zamknięta; Spencer i Melissa przyszły jako pierwsze. Spencer osunęła się na wzdłuż ściany na orientalny dywan korytarza, wpatrując się w duży olejny portret Williama W. Rosewood'a (który wyglądał jakby miał zaparcie), założyciela miasta z XVII wieku w otoczeniu innych kwakrów. Przez ponad wiek właścicielami Rosewood były tylko trzy rodziny, a liczba krów przewyższała liczbę mieszkańców. Centrum Handlowe „King James” zostało wybudowane na olbrzymim dawnym pastwistku.
Melissa osunęła się obok niej przyciskając do oczu kolejnego różowego Kleenexa. Od śmierci Nany ciągle wybuchała płaczem. Siostry wsłuchały się w wiatr uderzający o szyby tak mocno, że aż cały budynek skrzypiał. Melissa pociągnęła łyk cappuccino, które przed przyjazdem chwyciła w Starbuks'ie. Napotkała wzrok Spencer.
- Chcesz trochę?
Spencer potaknęła. Melissa była dla niej ostatnio wyjątkowo miła, co było dziwną odmianą od dotychczasowego zwyczaju darcia kotów i wywyższania się - gdzie zazwyczaj Melissa była stroną wygraną. Było tak pewnie dlatego, że rodzice wściekali się także na Melissę. Latami okłamywała policję, twierdząc, że razem z Ianem, swoim ówczesnym chłopakiem, byli razem całą noc. A tak naprawdę Melissa w którymś momencie się obudziła, a Iana nie było. Bała się cokolwiek powiedzieć, bo oboje byli nawaleni, a Doskonała Miss Szkolnych Przemówień nie robiła przecież czegoś tak tandetnego, jak upijanie się i wspólne leżenie w łóżku z chłopakiem. Mimo to Melissa wydawała się dzisiejszego ranka wyjątkowo łaskawa, co uruchomiło w głowie Spencer dzwoneczki alarmowe.
Melissa pociągnęła duży łyk kawy i zmierzyła Spencer uważnym wzrokiem.
- Słyszałaś niektóre z relacji? Podobno jest za mało dowodów, żeby skazać Iana.
Spencer spięła się.
- Słyszałam o tym dziś rano w wiadomościach. - ale słyszała także prokuratora z Rosewood, Jacksona Hughes'a, który twierdził coś przeciwnego: że jest mnóstwo dowodów, i że mieszkańcy Rosewood zasługują na to, żeby sprawa tej okropnej zbrodni została zakończona. Spencer i jej przyjaciółki spotykały się z panem Hughes'em niezliczoną ilość razy, żeby porozmawiać o procesie. Spencer była na kilku spotkaniach z Jacksonem więcej, ponieważ według niego jej zeznanie - to, że widziała Ali i Iana razem na sekundy przedtem, niż ta zniknęła - było najważniejszym dowodem. Przećwiczył z nią pytania, które zostaną jej zadane, jej reakcję na nie i to, jak nie powinna się zachowywać. Zdaniem Spencer nie różniło się to tak bardzo od grania w sztuce, tyle że zamiast braw na końcu, ktoś trafi do więzienia do końca życia.
Melissa cicho pociągnęła nosem, i Spencer przyjrzała się jej.
- Co? - zapytała podejrzliwie. Alarm w jej głowie rozbrzmiewał coraz głośniej.
- Wiesz, dlaczego twierdzą, że dowody są niewystarczające, prawda? - zapytała cicho Melissa. Spencer potrząsnęła głową. - Z powodu tej sprawy ze Złotą Orchideą. - Melissa zerknęła na nią kącikiem oka. - Skłamałaś w sprawie eseju. No i nie są do końca pewni, czy jesteś… godna zaufania.
- Ale to coś innego! - gardło Spencer zacisnęło się.
Melissa zacisnęła wargi i wbiła pusty wzrok w okno.
- Wierzysz mi, prawda? - zapytała Spencer nagląco. Bardzo długo nie pamiętała niczego z nocy zaginięcia Ali. Potem drobne fragmenty zaczęły do niej jeden po drugim wracać. Jej ostatnim wypartym wspomnieniem były dwie niewyraźne postacie w lesie: jedną była Ali, a drugą zdecydowanie był Ian. - Wiem, co widziałam. - ciągnęła Spencer. - Ian tam był.
- To tylko takie gadanie. - wymamrotała Melissa. Potem, zagryzając mocno górną wargę, zerknęła na Spencer. - Jest coś jeszcze. - przełknęła ślinę. - Ian… dzwonił do mnie ubiegłej nocy.
- Z więzienia? - Spencer czuła się tak samo, jak kiedy Melissa zepchnęła ją z wielkiego dębu na ich tylnym podwórku - najpierw szok, a potem, kiedy uderzyła w ziemię, rozdzierający ból. - C-co mówił?
Na korytarzu było tak cicho, że Spencer słyszała, jak jej siostra przełyka ślinę.
- Cóż, po pierwsze, jego mama jest bardzo chora.
- Chora… na co?
- Rak, ale nie wiem jaki. Jest zdruzgotany. Był tak blisko z mamą, i boi się, że jego proces i skazanie to spowodowały. - Spencer apatycznie strzepnęła z kaszmirowego płaszcza kłaczek. Ian sam na siebie sprowadził proces. Melissa odchrząknęła, oczy miała zaczerwienione. - Nie rozumie, dlaczego mu to robimy, Spence. Błagał, żebyśmy nie zeznawały przeciwko niemu na procesie, ciągle powtarzał, że to nieporozumienie. Że jej nie zabił. Brzmiał tak… rozpaczliwie.
Spencer opadła szczęka.
- Chcesz powiedzieć, że nie będziesz zeznawać przeciwko niemu?
Żyłka na łabędziej szyi Melissy zadrgała. Bawiła się łańcuszkiem do kluczy od Tiffany'ego.
- Po prostu nie mogę tego zrozumieć. Jeśli Ian faktycznie to zrobił, to wtedy się spotykaliśmy. Jak mogłam niczego nie podejrzewać?
Spencer, nagle wyczerpana, pokiwała głową. Wbrew wszystkiemu, rozumiała punkt widzenia Melissy. W szkole średniej Melissa i Ian byli wzorową parą, i Spencer wciąż pamiętała, jak siostra była zdenerwowana, kiedy Ian z nią zerwał w połowie ich pierwszego roku studiów. Kiedy tej jesieni Iana przywiało z powrotem do Rosewood i został trenerem drużyny hokeja na trawie Spencer - aż ciarki ją przeszły! - szybko zszedł się z powrotem z Melissą. Pozornie Ian wydawał się idealnym chłopakiem: troskliwy, uroczy, szczery i wyjątkowy. Taki typ faceta, który pomaga starszym paniom przejść przez ulicę. Jakby Spencer spotykała się z Andrew Campbellem, i został on aresztowany za handlowanie ze swojego Mini Coopera metaamfetaminą.
Na zewnątrz zaburczała odśnieżarka, i Spencer gwałtownie poderwała wzrok. Oczywiście, ona i Andrew nigdy nie będą parą. To był tylko przykład. Bo ona wcale nie lubiła Andrew. Był tylko innym przykładem Złotego Chłopca Rosewood Day, to wszystko.
Melissa zaczęła mówić coś jeszcze, ale główne drzwi na parterze otworzyły się i do westybulu wkroczyli państwo Hastings. Za nimi szedł wujek Spencer, Daniel, ciotka Genevieve oraz kuzyni Jonathan i Smith. Wyglądali na bardzo znużonych, jakby przejechali przez cały kraj, żeby tu dotrzeć, gdy tymczasem mieszkali w Havenford, odległym o zaledwie piętnaście minut drogi.
Jako ostatni przez drzwi przeszedł pan Calloway. Podążył w górę schodów, otworzył salę i wprowadził wszystkich do środka. Pani Hastings wyminęła Spencer, ściągając zamszowe rękawiczki od Hermèsa zębami, ciągnął się za nią zapach Chanel No. 5.
Spencer usiadła w jednym z wyściełanych skórą obrotowych krzeseł wokół dużego stołu konferencyjnego z drzewa wiśniowego. Melissa usiadła obok niej. Ojciec usadowił się po drugiej stronie pokoju, a przy nim usiadł pan Calloway. Genevieve wysunęła się z płaszcza z soboli, podczas gdy Jonathan i Smith wyłączyli swoje BlackBerry i wyprostowali krawaty Brooks Brothers. Odkąd Spencer sięgała pamięcią, obaj byli sztywniakami. Kiedy jeszcze spędzali całą rodziną święta Bożego Narodzenia, zawsze ostrożnie przecinali papier na swoich prezentach w miejscach złączenia, żeby go nie rozedrzeć.
- Zaczynajmy, dobrze? - pan Calloway podciągnął wyżej na nos okulary w szylkretowej oprawie i wyciągnął z szarej papierowej teczki gruby plik kartek. Świecące nad jego głową światło błyszczało na jego łysinie, gdy czytał wstępne uwagi testamentu Nany: że była zdrowa na ciele i umyśle, kiedy go spisywała. Nana posiadłość na Florydzie, domek na plaży w Cape May i apartament w Filadelfii oraz większość majątku zapisała swoim dzieciom: ojcu Spencer, Davidowi, wujkowi Danielowi i ciotce Penelope. Gdy pan Calloway wymówił imię Penelope wszyscy wyglądali na zaskoczonych. Rozglądali się po sobie, jakby Penelope była w pokoju, tylko oni jej jeszcze nie zauważyli. Oczywiście, było inaczej.
Spencer nie była pewna, kiedy ostatni raz widziała ciotkę Penelope. Rodzina zawsze na nią narzekała. Była najmłodsza w rodzinie i nigdy nie wyszła za mąż. Ciągle zmieniała pracę, próbując sił w projektowaniu ubrań, dziennikarstwie, ze swojego domu na Bali założyła nawet stronę internetową zajmującą się czytaniem kart tarota. Potem zniknęła, zaczęła jeździć po świecie, przepuszczać swój fundusz powierniczy i latami zaniedbując wizyty u rodziny. Było oczywiste, że wszyscy są przerażeni, że Penelope cokolwiek dostała w spadku. Spencer poczuła z nią nagle pokrewieństwo - może w każdym pokoleniu Hastings'ów była potrzebna czarna owca.
- Jeżeli chodzi o pozostałe aktywa pani Hastings - mówił pan Calloway przerzucając stronę - zapisała ona po dwa miliony dolarów każdemu ze swoich wnuków jak następuje. - Smith i Jonathan pochylili się do przodu. Spencer się zachłysnęła. Dwa miliony dolarów? Pan Calloway zmrużył oczy przy dalszych słowach. - Dwa miliony dolarów dla wnuka, Smithsona, dwa miliony dolarów dla wnuka, Jonathana, i dwa miliony dolarów dla wnuczki, Melissy. - zamilkł, jego oczy na moment zatrzymały się na Spencer. Po jego twarzy przemknąło zakłopotanie. - I… okay. Proszę, żeby wszyscy się tu podpisali.
- Uhm. - zaczęła Spencer. Zabrzmiało to jak chrząknięcie i wszyscy na nią spojrzeli. - P-przepraszam. - zająknęła się, z zażenowaniem dotykając włosów. - Chyba o jednym z wnucząt pan zapomniał.
Pan Calloway otworzył i znowu zamknął usta, jak złota rybka pływająca w sadzawce na tylnym podwórku Hastings'ów. Pani Hastings gwałtownie wstała, tak samo poruszając ustami. Genevieve odchrząknęła ostentacyjnie wpatrując się w trzy karatowy szmaragd na swoim pierścionku. Wuj Daniel rozdął ogromne nozdrza. Kuzyni Spencer i Melissa zgromadzili się wokół testamentu.
- Tutaj. - powiedział cicho pan Calloway wskazując stronę.
- Hm, panie Calloway? - wychrypiała Spencer. Wodziła wzrokiem od prawnika do rodziców. W końcu, roześmiała się nerwowo. - Jestem chyba wspomniana w testamencie, prawda?
Melissa, z rozszerzonymi oczami, wyrwała testament z dłoni Smitha i podała Spencer. Ta wbiła wzrok w dokument, jej serce waliło jak młot pneumatyczny.
Oto i jest. Nana zostawiła dwa miliony dolarów dla Smithsona Pierponta Hastings'a, Jonathana Barnarda Hastings'a i Melissy Josephine Hastings. Nigdzie nie wspomniano nawet imienia Spencer.
- Co się dzieje? - wyszeptała Spencer.
Jej ojciec wstał raptownie.
- Spencer, może powinnaś poczekać w samochodzie.
- Co? - pisnęła przerażona Spencer.
Ojciec wziął ją pod rękę i zaczął wyprowadzać z sali.
- Proszę. - powiedział pod nosem. - Zaczekaj tam na nas.
Spencer nie miała innego wyboru niż posłuchać. Ojciec szybko zamknął za nią drzwi, trzask odbił się echem od cichych, marmurowych ścian sądu. Spencer przez chwilę słuchała własnego oddechu, a potem powstrzymując szloch, okręciła się na pięcie, pobiegła do swojego samochodu, odpaliła zapłon i szybko wyjechała z parkingu. Chrzanić czekanie. Chciała być tak daleko, od tego sądu - od tego, co właśnie się stało - jak to tylko możliwe.
Westybul (łac) - obszerny, reprezentacyjny przedpokój, przedsionek przy wejściu do pałacu, rezydencji, stanowiący połączenie głównego wejścia z innymi pomieszczeniami. Hol, poczekalnia lub przedsionek w budynku użyteczności publicznej.
Pretty Little Liars - Wicked Nikczemność
5