ROZDZIAŁ 28
Koniec z aspołecznym artystą
Aria stała przed olbrzymim portretem olejnym pra-pra-pra-dziadka Spencer, Duncana Hastingsa, wytwornego mężczyzny niezręcznie trzymającego na kolanach beagle'a z obwisłymi uszami i smutnymi oczami. Duncan miał dokładnie taki sam pochyły nos co Spencer, a na palcach nosił chyba damskie pierścionki. Bogacze są tacy dziwni.
Aria podejrzewała, że powinna być w bibliotece razem z resztą rówieśników - pani Hastings prawie ją tam wepchnęła po przyjeździe. Ale co w sumie miałaby powiedzieć bandzie ugrzecznionych Typowych Dziewczyn z Rosewood w designerskich sukniach i wykradzionej z wniesionej przez ich matki w posagu biżuterii Cartiera? Czy naprawdę chciała, żeby taksowały wzrokiem jej długą, czarną, jedwabną suknię bez pleców? I czy naprawdę chciała użerać się z pijanym Noelem i jego kolesiami-obmacywaczami? Wolała raczej pokręcić się tutaj przy starym, zrzędliwym Duncanie i upijać doskonałym ginem.
Aria sama nie była pewna, dlaczego w ogóle przyszła. Spencer zachęcała je, by przyszły wspierać się nawzajem duchowo teraz, gdy Ian hulał na wolności, ale Aria od przyjazdu przed dwudziestoma minutami nie widziała ani jej, ani żadnej z pozostałych przyjaciółek. Wcale nie miała ochoty dyskutować o strasznym i tajemniczym zniknięciu Iana z nikim innym, jak to robiła reszta gości. Wolałaby raczej wleźć do swojej garderoby, zwinąć się w kłębek z Pigtunią, maskotką-świnką, i czekać aż to wszystko samo ucichnie, tak, jak robiła podczas burzy z piorunami.
Drzwi biblioteki otworzyły się i pojawiła się w nich znajoma postać. Mike był wystrojony w ciemno-szary garnitur, purpurowo-czarną koszulę w prążki miał na wierzchu, a na stopach lśniące mokasyny. Za nim szła drobna, blada dziewczyna. Podeszli prosto do Arii i zatrzymali się.
- Tutaj jesteś. - powiedział Mike. - Chciałem przedstawić cię Savannah.
- Uch, cześć. - Aria podała Savannah rękę, wstrząśnięta, że Mike naprawdę pozwolił jej poznać swoją dziewczynę. - Jestem Aria. Siostra Mike'a.
- Miło cię poznać. - uśmiech Savannah był szeroki i słodki. Jej długie, kręcone włosy w kolorze ciemnej czekolady opadały falą na plecy, maiła zaokrąglone różowe policzki. Ładna, czarna sukienka otulała jej kształty, ale nie odcinała krążenia, a mała, czerwona kopertówka nie była w całości pokryta żadnym logo.
Wyglądała… normalnie. Arię w większe osłupienie wprawiłoby tylko pojawienie się Mike'a z foką z filadelfijskiego zoo. Albo, skoro o tym mowa, z islandzkim konikiem.
Savannah dotknęła ramienia Mike'a.
- Przyniosę dla nas trochę przystawek, okay? Te krewetki wyglądają niesamowicie.
- Jasne. - powiedział Mike uśmiechając się do niej jak prawdziwy człowiek. Gdy Savannah odeszła podskakując, Aria cicho zagwizdała krzyżując ramiona.
- No, proszę, Mikey! - zaszczebiotała. - Ona wydaje się naprawdę miła!
Mike wzruszył ramionami.
- Pozwalam jej się przy mnie kręcić, dopóki nie wróci do miasta moja striptizerka z „Turbulence”. - roześmiał się lubieżnie, ale Aria wyraźnie widziała, że się do tego nie przyłożył. Ciągle patrzył na Savannah, gdy ta ściągnęła kilka kromek bruschetty z wymijającej ją tacy.
Nagle Mike zauważył kogoś po drugiej stronie sali. Szturchnął Arię.
- Hej, jest Xavier!
Żołądek Arii skręcił się ze zdenerwowania. Stanęła na palcach, by spojrzeć ponad tłumem. Faktycznie, Xavier, ubrany w elegancki ciemny garnitur, stał w kolejce do baru.
- Ella dzisiaj pracuje. - zamruczała Aria podejrzliwie. - Po co on tu przyszedł?
Mike zakpił.
- Bo to impreza na rzecz naszej szkoły? Bo naprawdę lubi mamę i chce nas wspierać? Bo mu o tym wspomniałem i wydawał się zainteresowany przyjściem? - wziął się pod boki i przez trzy długie takty wpatrywał się w Arię. - O co ci chodzi? Dlaczego go nienawidzisz?
- Wcale go nie nienawidzę. - Aria przełknęła ślinę.
- To idź i z nim pogadaj. - nalegał Mike przez zaciśnięte zęby. - Przeproś za to, co zrobiłaś, cokolwiek to było. - delikatnie pchnął Arię w plecy. Spojrzała na niego zirytowana - czemu Mike automatycznie zakładał, że to ona coś zrobiła? - ale było już za późno. Xavier ich zobaczył. Opuścił swoje miejsce przy barze i zaczął się do nich przeciskać. Aria wbiła paznokcie we wnętrze dłoni.
- Zostawię was samych, żebyście mogli się pocałować na zgodę. - powiedział Mike umykając do Savannah. Aria tkwił na miejscu jak przykuta - ten niefortunny dobór słów Mike'a. Patrzyła, jak Xavier się zbliża, aż stanął tuż przy niej. Jego brązowe oczy wydawały się niemal czarne w zestawieniu z jego ciemno-szarym garniturem. Miał niespokojny, zakłopotany wyraz twarzy.
- Hej. - pozdrowił ją bawiąc się perłami spinek do mankietu. - Ładnie wyglądasz.
- Dzięki. - odpowiedziała Aria zdejmując niewidzialną nitkę z ramiączka sukni. Przez zaplecione w idiotyczny francuski warkocz kruczo-czarne włosy i etolę ze sztucznego futerka wokół ramion nagle poczuła się bardzo formalnie i niedorzecznie. Odchyliła się od Xaviera, nie chciał epatować gołymi plecami.
Znienacka poczuła, że nie może tak stać i być dla niego uprzejma. Nie teraz.
- Muszę… - powiedziała, po czym okręciła się na pięcie i wbiegła schodami na drugie piętro. Do pokoju Spencer prowadziły pierwsze drzwi po lewej. Były otwarte i, na szczęście, nikogo nie było w środku.
Aria, głęboko oddychając, weszła chwiejnym krokiem. Odkąd była tutaj po raz ostatni minęły co najmniej trzy lata, ale wyglądało na to, że Spencer nic nie zmieniła. W pokoju unosił się zapach świeżo ściętych kwiatów porozstawianych w wazonach w całym pokoju. Staroświeckie lustro w mahoniowej oprawie wciąż opierało się o ścianę, a cztery duże krzesła, z których można było zrobić dwa pojedyncze łóżka, idealne, gdy wszystkie razem nocowały, tworzyły mały, intymny krąg wokół stolika deserowego z drzewa tekowego. Wielkie, wykuszowe okno, z doskonałym widokiem na dawny pokój Ali, było obramowane przez dramatyczne czerwone zasłony. Spencer zwykła chełpić się tym, że w nocy potajemnie komunikuje się z Ali za pomocą latarek.
Aria kontynuowała obchód. Na ścianach wisiały te same gustownie oprawione fotografie i obrazy, i to samo zdjęcie ich piątki było wciśnięte w róg lustra. Aria podeszła do niego, przepełniona tęsknotą. Na zdjęciu Aria, Ali, Spencer, Emily i Hanna siedziały na jachcie wujka Ali w Newport, Rhode Island. Miały na sobie takie same białe stroje bikini J. Crew i słomkowe kapelusze z szerokim rondem. Uśmiech Ali był zrelaksowany i pewny siebie, podczas gdy Spencer, Hanna i Emily wyglądały jakby były w stanie nieprzytomnej euforii. To było zaledwie kilka tygodni po tym, jak się zaprzyjaźniły - jeszcze nie opadło z nich uniesienie, że zostały częścią doborowej kliki Ali.
Z drugiej strony, Aria wyglądała na przestraszoną, jakby była pewna, że Ali lada moment zepchnie ją do portu w Newport. I faktycznie, Aria była tamtego dnia zmartwiona. Nadal była pewna, że Ali wie, co naprawdę stało się z ukradzionym jej fragmentem flagi Kapsuły Czasu.
Ale Ali nigdy nie doprowadziła do konfrontacji z Arią w tej sprawie. A Aria nigdy nie przyznała się do tego, co zrobiła. Było oczywiste, co Ali by zrobiła, gdyby Aria wyznała jej prawdę - jej twarz by się zmarszczyła w zakłopotaniu, które powoli przemieniłoby się we wściekłość. Na zawsze zerwałaby kontakt z Arią, właśnie wtedy, gdy zaczęła ona przywykać do tego, że ma przyjaciół. Październik zmienił się w listopad, a tajemnica Arii powoli znikła w zapomnieniu. Kapsuła Czasu była tylko głupią zabawą, niczym więcej.
W korytarzu zakasłał Xavier.
- Hej. - powiedział wtykając głowę do pokoju. - Możemy porozmawiać?
- Hm... okay. - Aria wciągnęła brzuch.
Xavier powoli podszedł do łóżka Spencer i usiadł. Aria umościła się na pokrytym tkaniną w tureckie wzory krześle przed lustrem i wbiła wzrok w kolana. Minęło kilka długich, niezręcznych sekund. Z dołu dochodziły pulsujące odgłosy zabawy, wszystkie głosy zmieszały się ze sobą. Na drewnianej podłodze rozprysło szkło. Mały piesek zawzięcie szczekał.
W końcu Xavier gardłowo westchnął i uniósł wzrok.
- Aria, dobijasz mnie.
- Słucham? - zdumiona Aria przekrzywiła głowę.
- Facet nie jest w stanie długo znieść takich sprzecznych sygnałów.
- Sprzecznych… sygnałów? - powtórzyła Aria. Może to był jakiś dziwny, typowy dla artystów sposób na przełamanie lodów. Czekała na puentę.
Xavier wstał i powoli, cicho podszedł tuż do niej. Zacisnął ręce na górnej krawędzi krzesła przed lustrem, jego gorący, ostry oddech owiał szyję Arii. Pachniał, jakby sporo wypił. Nagle Aria zastanowiła się, czy to naprawdę było przełamywanie lodów. Zaczęła ją boleć głowa.
- Flirtujesz ze mną na wernisażu, ale potem dziwnie się zachowujesz, kiedy w restauracji cię szkicuję. - wyjaśnił cicho Xavier. - Na śniadaniu pojawiasz się w przezroczystym t-shircie, wywnętrzasz się przede mną, zaczynasz bitwę na poduszki… a jak cię całuję - panikujesz. A teraz wbiegasz do sypialni. Na pewno wiedziałaś, że za tobą pójdę.
Aria poderwała się i przycisnęła plecy do lustra Spencer. Stare drewno zaskrzypiało pod jej ciężarem. Czy on sugerował to, co jej się wydawało?
- Wcale nie chciałam, żebyś za mną szedł! - krzyknęła. - I nie wysyłam żadnych sygnałów!
- Nie wierzę. - Xavier wzniósł brwi.
- To prawda! - jęknęła Aria. - Nie chciałam, żebyś mnie całował. Spotykasz się z moją mamą. Myślałam, że przyszedłeś mnie przeprosić.
W pokoju nagle zrobiło się tak cicho, że Aria słyszała tykanie swojego zegarka. Dzisiejszego wieczoru Xavier wydawał się nagle o wiele większy, dziki i potężny.
Xavier westchnął, jego spojrzenie spoważniało.
- Nie próbuj wykręcić kota ogonem i zachowywać się, jakby to była moja wina. Zresztą, skoro ten pocałunek naprawdę cię przeraził, dlaczego jeszcze nikomu o nim nie powiedziałaś? Dlaczego twoja matka wciąż odbiera moje telefony? Czemu twój brat wciąż zaprasza mnie do grania u was w Wii z nim i jego nową dziewczyną?
Aria bezradnie zamrugała.
- Ja… nie chciałam powodować problemów. Nie chciałam, żeby ktoś się na mnie gniewał.
Xavier dotknął jej ramienia, jego twarz niejasno zamajaczyła blisko.
- A może jeszcze nie chciałaś, żeby twoja mama mnie wykopała.
Pochylił się nad nią i zaczął ściągać usta. Aria odskoczyła od komody i pomknęła przez pokój do na wpół otwartej szafy Spencer, prawie potykając się o swoją długą sukienkę.
- Nie… nie zbliżaj się do mnie. - powiedziała najmocniejszym tonem, na jaki było ją stać. - I nie zbliżaj się do mojej mamy.
Xavier cmoknął kilka razy językiem.
- Okay. Skoro chcesz się tak zachowywać. Ale coś ci wyjaśnię: nigdzie się nie wybieram. A jeśli wiesz, co dla ciebie dobre, nie powiesz swojej matce o czymkolwiek. - cofnął się i pstryknął palcami. - Przecież wiesz, jak łatwo można przekręcić wydarzenia, a ty jesteś winna w takim samym stopniu, co ja.
Aria zamrugała w niedowierzaniu. Xavier wciąż się uśmiechał, jakby to było zabawne. Pokój zawrotnie wirował, ale Aria starała się zachować spokój.
- Dobrze. - rzuciła. - Skoro ty nie odejdziesz, zrobię to ja.
- I gdzie się podziejesz? - Xavier był niewzruszenie spokojny.
Aria odwróciła się zagryzając wargę. To było, oczywiście, ważne pytanie - gdzie mogła się udać? Było tylko jedno miejsce. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie nabrzmiały brzuch Meredith. Poczuła ból w krzyżu, zapowiedź wywołującego skurcze łóżka w studio-dodatkowym pokoju Meredith.
Obserwowanie Meredith zakładającej własne gniazdo i Byrona rozdygotanego w roli świeżo upieczonego rodzica byłoby bolesne. Ale Xavier kryształowo jasno wyłożył sytuację. Bardzo łatwo można było przekręcić wydarzenia, a on wydawał się bardziej niż szczęśliwy, by to zrobić. Aria gotowa była zrobić wszystko, by jeszcze raz nie zniszczyć swojej rodziny.
Bruschetta - (wym. brusˈketta) rodzaj przekąski (wł. antipasto) pochodzącej z Włoch. Grzanka której podstawą jest pieczywo, posmarowane oliwą i roztartym czosnkiem. Istnieje wiele wariantów tego dania. Najczęściej podawane jest z mieszanką świeżo pokrojonych pomidorów i ogórków.
Pretty Little Liars - Wicked Nikczemność
5