Mroczny Znak 9 1

Rozdział 9.1


Gdy Voldemort zniknął, drzwi otworzyły się same i ludzie natychmiast wybiegli z sali z przerażeniem, jakby ten miał zaraz wrócić i dokończyć to, czego nie zaczął. Severus natomiast podniósł leżącą na podłodze pelerynę i podszedł do Dumbledore'a.


Musimy mu pomóc.


Wiem, Severusie. Wracajmy do Hogwartu, stamtąd wezwę Zakon.


Aurorzy chcieli ich zatrzymać, ale kilka słów Dumbledore'a i już opuszczali Ministerstwo Magii niepowstrzymywani przez nikogo.


W ciągu kilkunastu minut od ich powrotu do zamku, w gabinecie dyrektora zaczęli pojawiać się najważniejsi członkowie Zakonu Feniksa. McGonagall zagryzła tylko wargi, słysząc skróconą wersję zdarzeń z rozprawy. Pojawił się Lupin z kobietą o niezwykłej barwie włosów oraz dziwny, starszy mężczyzna o niepokojącym wyglądzie i kręcącym się wkoło oku. Także wysoki i muskularny murzyn, który tylko kiwnął głową na powitanie, a następnie stanął koło kobiety o różowych jak wata cukrowa włosach. Na widok Syriusza Blacka Snape zmrużył oczy niebezpiecznie. Dumbledore jednak nie pozwolił mu wygłosić żadnej kąśliwej uwagi, od razu przechodząc do rzeczy.


Wezwałem tylko was, jako dowodzących swoimi grupami. Musimy odnaleźć Harry'ego jak najszybciej. Mamy nadzieję, że chłopiec przyzwie Severusa, a wtedy będziemy mogli działać. Do tego jednak czasu musimy szukać go po omacku.


Nie lepiej zabrać jeszcze Draco? On też jest związany z Harrym — zaproponowała kobieta o kolorowych włosach.


Też o tym pomyśleliśmy, Tonks. Pan Malfoy za chwilę tu będzie.


Jak na zawołanie rozległo się pukanie do drzwi.


Proszę.


Draco wszedł do gabinetu z zaniepokojonym wyrazem twarzy i pobladłymi policzkami, prowadząc za sobą kilka osób.


Możesz nam powiedzieć, co tu robią inni? — spytał Snape, ledwo hamując się przed wybuchem. Jak chłopak mógł być tak nieodpowiedzialny?


Wszyscy jesteśmy powiązani z Harrym — odparł chłodno Draco, omijając wzrokiem swojego opiekuna i innych znajdujących się w gabinecie.


Wszyscy? — McGonagall zmrużyła oczy, patrząc na swojego ucznia, który tylko spuścił głowę.


Macie Znak, prawda? — odezwał się dyrektor.


Uczniowie tylko kiwnęli głowami, na potwierdzenie podwijając rękawy.


Panie McLaggen? Co pana do tego zmusiło?


Głupota, przecież to Gryfon — sapnął Severus, obserwując dzieciaki, po których nigdy by się czegoś takiego nie spodziewał. — Goldsteina i Macmillana pewnie wiedza, a Zabiniego i Parkinson potęga.


Nie potwierdzili jego słów, ale i nie zaprzeczyli.


Nie możemy ich ze sobą zabrać — odezwał się czarnoskóry mężczyzna, przerywając spekulacje co do motywów młodych czarodziejów i zwracając się bezpośrednio do Dumbledore'a. Przyglądał się otwarcie dzieciakom, co sprawiało, że czuli się, jakby ktoś właśnie decydował o ich przyszłości.


Dlaczego, Kingsley? Jeśli ich wezwie łatwiej będzie nam się dostać, tam gdzie obecnie jest. Aportują się z nami wprost koło niego.


Przecież to jeszcze dzieci. Tam odbędzie się bitwa. To nie zabawa w piaskownicy.


Parkinson, czerwona na twarzy, wysunęła się do przodu. Zaciskając pięści, wbiła wściekły wzrok w mężczyznę.


Lepiej uważaj! Znam takie zaklęcia, o jakich ci się nie śniło. Nie mam zamiaru walczyć bez powodu, ale jeśli będę musiała, to tanio skóry nie oddam — warknęła na mężczyznę.


Snape zaczął się coraz bardziej denerwować. Zamiast działać, wykłócali się jak przedszkolaki. Już miał się odezwać, gdy przez ramię przeszedł znany aż za dobrze spazm przywołania. Tylko on to poczuł. Nie zareagował i nikt nie zwrócił na niego uwagi.


Harry wzywał jedynie jego, choć mógł poprosić o pomoc wszystkich. Było to bardzo podejrzane, ale jednocześnie niespecjalnie niepokojące. Chłopak nie czuje się zagrożony, skoro nie wzywa pomocy, a to rokowało jakieś nadzieje na to, że nie jest z nim źle.


Zanim skończycie się wykłócać jak stare baby na targowisku, ja pójdę po podstawowe eliksiry leczące. Mogą być potrzebne.


Pomóc ci, wuju? — zapytał Draco natychmiast. Czyżby też miał dość gdaczących tłumów?


Byłoby podejrzane, gdyby Severus stanowczo odmówił, więc nie miał wyjścia – musiał się zgodzić. Szybko skorzystali z kominka, by znaleźć się w prywatnych kwaterach Mistrza Eliksirów.


Potter cię wezwał — rzucił Malfoy zaraz po wyjściu z kominka, nawet nie siląc się na uprzejmości.


Skąd wiesz?


Nie było sensu tego ukrywać. I tak zauważono by jego zniknięcie, a tak przynajmniej Draco będzie wiedział, co się stało, w razie gdyby coś poszło nie tak, jak się spodziewał Severus.


Czemu nie powiesz innym? — spytał Draco z wyrzutem, zakładając ręce na piersi i wpatrując się w Mistrza Eliksirów tym denerwujących spojrzeniem, którego z pewnością nauczył się od Lucjusza.


Profesor pokręcił lekko głową na te rodzinne skłonności Malfoyów i powiedział tylko:


Bo wzywa tylko mnie. — Po tych słowach zgarnął do kieszeni kilka kolorowych fiolek i zniknął w tajnym korytarzu.


Blondyn chwilę patrzył w ciemność tunelu. Miał nadzieję, że nic się nie stanie. Wuj wydawał się być podenerwowany. A może nie? Severusa Snape'a trudno było rozgryźć. Nigdy nie wiadomo było, co on tak naprawdę planuje. Skrytością dorównywał głębinom oceanicznym. Tajemniczością – Trójkątowi Bermudzkiemu.


Harry obudził się całkiem sam. Był na jakimś pustkowiu. Podniósł się ostrożnie, oczekując fali powalającego bólu, ale nic takiego nie nastąpiło. Rozejrzał się. Dookoła tylko las. Voldemorta ani śladu. Wstał i chwilę zastanawiał się, co mogło się stać. To wszystko było mocno podejrzane. Może Tom planował jakąś pułapkę?


Przez kilka minut spacerował w kółko, obrzucając podejrzliwym spojrzeniem cichą okolicę. Wydawało się, że między wysokimi drzewami nie było nawet żadnych zwierząt. Nie słychać było szelestu trawy ani śpiewu ptaków. W końcu zdecydował się poczekać. Nigdzie mu się przecież nie śpieszyło. Co prawda było zimno, a on miał na sobie tylko ubranie z Azkabanu, ale nadal ściskał w dłoni różdżkę odebraną przez Voldemorta aurorowi z sali rozpraw. Bez namysłu rzucił czar ogrzewający na ubranie i pokonując własną słabość, zaczął zbierać patyki na ognisko. Musiał pomyśleć, co robić dalej, a to miejsce… to miejsce było dobre jak każde inne. Po tygodniu zamknięcia chłonął otwartą przestrzeń i świeże powietrze każdym porem w skórze. Najspokojniej w świecie rozsiadł się przy płonącym ogniu i zamyślił. Godzinę później zdecydował się wezwać Snape'a. On przynajmniej nie zacznie panikować na jego widok, a może i odpowie na pytania, jakie kłębiły mu się w głowie odkąd się tutaj obudził. Nie wydawało mu się by nadal było tu niebezpiecznie. Przecież Voldemort nie marnowałby tyle czasu, by go zaatakować.


Tak też zrobił. Czekał jakiś czas, ale profesor się nie zjawiał. Nie ponawiał jednak wezwania, wiedząc, że dotarło i widocznie mężczyzna potrzebuje więcej czasu.


Na dźwięk aportacji uniósł tylko głowę z kolan. Severus szedł w jego stronę szybkim, lekko nerwowym krokiem. Na widok chłopaka siedzącego najzwyczajniej przy ognisku, uniósł brew i zatrzymał się, górując nad ofiarą Voldemorta.


Gdzie on jest? — spytał, rozglądając się wokoło.


Harry wzruszył ramionami.


Nie wiem. Jak się ocknąłem, już go nie było — odpowiedział, dorzucając do ognia i obserwując unoszące się znad bierwion iskry.


Nieubłaganie zapadał wieczór, pogrążając niewielką polanę w mroku. W świetle ognia i resztkach promieni słonecznych przebijających pomiędzy drzewami Snape przyglądał się siedzącemu przed nim chłopakowi. Zmęczonemu, ale z pewnością będącemu w dość dobrej kondycji fizycznej. Nie miał pojęcia, co ma o tym wszystkim sądzić. Stanowczo nie tego się spodziewał.


Coś ci zrobił?


Raczej nie. Jestem tylko trochę zmęczony, ale tu mi dobrze. Minął tydzień, a ja czuję się, jakby to były lata.


Severus transmutował jakiś większy korzeń w ławkę i usiadł na niej. Harry bez pytania i zaproszenia usiadł obok.


Koc też byłby dobry — zauważył jakby od niechcenia.


Po czterech latach transmutacji powinieneś już to opanować. — Mistrz Eliksirów przemienił jednak leżącą w pobliżu gałąź w koc i podał chłopcu, który natychmiast się nim owinął.


Różdżka nie chce mnie za bardzo słuchać. Tylko proste zaklęcia — tłumaczył się obserwującemu go profesorowi.


Na kilkanaście sekund zapadła cisza, która zdawała się wcale nie przeszkadzać Harry'emu, ale profesor w końcu ją przerwał. Jego słowa spowodowały grymas na twarzy Gryfona.


Nie mogłeś wrócić do zamku? Dyrektor wezwał cały Zakon.


Chciałem pomyśleć w spokoju, a to miejsce wydaje się być bezpieczne.


Wydaje? Gryfoni! To wasze... lepiej nic nie mówić.


Rzucił wokół siebie kilka zaklęć, nawet nie wstając. Harry zaśmiał się krótko, opierając o tył ławki.


Co pan dokładnie wie? — zapytał, patrząc w niebo, na którym już zaczęły pojawiać się pierwsze gwiazdy.


Dumbledore znalazł kilka opisów zaklęć w wężomowie i domyślił się reszty — zaczął Snape. — Z rozprawy wiem, że oddałeś swoje życie mnie. Choć znając sposoby Czarnego Pana do zmuszenia cię do tego wszystkiego, podejrzewaliśmy bardziej właśnie jego.


Harry kiwnął głową, wpatrując się w ognisko błyszczącymi oczami.


Chciał, ale w ostatniej chwili zmieniłem obdarowanego.


Ukarał cię?


A jak pan myśli? To popołudnie moje plecy zapamiętają bardzo długo — prychnął sarkastycznie Harry. — Nie wie pan może, co z rozprawą?


Chwilowo cisza. Gdy cię zabierał, oświadczył, że odda twoje ścierwo. To mogło trochę poruszyć zebranych.


Harry ziewnął.


Nie może mnie zabić, złamałby umowę, a to by go zabiło. Chyba dlatego tu mnie zostawił. Czyli na razie nie mogę wrócić, bo znów zamkną mnie w Azkabanie — stwierdził.


Snape zmierzył go dziwnym wzrokiem, w którym kryło się coś na kształt troski. Choć nikt, kto nie znał go równie dobrze jak Dumbledore, nigdy by tego nie zauważył. A Harry był zbyt zajęty walką z wciąż opanowującym go zmęczeniem, by zwracać uwagę na coś takiego.


Możesz ukryć się w moich komnatach, dopóki sprawa się jakoś nie wyjaśni. Dyrektor będzie cię chronił i przynajmniej odpoczniesz w normalnych warunkach.


Chłopak prawie przysypiał.


Dobrze. I tak ledwo widzę na oczy, już nie mówiąc o jasnym myśleniu.


Zmusił się do otworzenia półprzymkniętych powiek i wstania z ławki. Jeśli mieli wracać, trzeba było zrobić porządek. On zajął się ogniskiem, podczas gdy Severus zwrócił pniu i gałęzi ich pierwotne kształty. Oczywiście mężczyzna cały czas obserwował kątem oka krzątającego się wokół ognia chłopaka, który z resztą zdążył się raz oparzyć i raz prawie podpalić swoją szatę, zanim udało mu się w końcu zgasić ogień i rozrzucić resztki w wilgotnej trawie.


W końcu po zatarciu wszelkich śladów bytności, wrócili do Hogwartu.


Snape położył chłopaka w transmutowanym z sofy łóżku, dając mu wcześniej pidżamę, i ruszył do Dumbledore'a. W gabinecie oprócz dyrektora zastał również McGonagall.


Znalazłeś go? — Nauczycielka poderwała się ze swojego krzesła, kiedy tylko zobaczyła Mistrza Eliksirów. Ten kiwnął głową krótko i usiadł obok.


Tak, śpi w moim gabinecie. Nic mu nie jest.


Mogłeś powiedzieć, że się po niego wybierasz! — zrugała go kobieta, zaciskając usta w jeszcze węższą linię, niż zwykle, kiedy się złościła. — A gdyby to była pułapka?


Ale nie była — prychnął mężczyzna. — Chłopak jest bezpieczny. Jest ciekaw, co z wynikiem rozprawy. Nie mam zamiaru znów pozwolić mu iść do Azkabanu.


Dyrektor na te słowa swojego pracownika napisał coś szybko na kawałku zwoju i podał go swojemu feniksowi.


Zanieś to Arturowi Weasleyowi. Wie, co ma robić.


Magiczny ptak zaćwierkał krótko i wyleciał przez okno, szybko znikając w czerni nocy. Dumbledore z kolei westchnął ciężko i spojrzał na Mistrza Eliksirów zza swoich okularów połówek.


Rano dowiemy się wszystkiego. Odpocznij, Severusie. To był dzień pełen wrażeń.


Po takim wyproszeniu Snape nie miał wyjścia. Wstał i opuścił gabinet, kierując się z powrotem do swoich komnat. Ku swojemu zdziwieniu pod drzwiami zastał parę dobrze mu znanych Gryfonów.


Co tu robicie? Za chwilę cisza nocna!


Czy znalazł pan Harry'ego, profesorze? Martwimy się o niego. — Hermiona błagalnie spojrzała na nauczyciela, wcale nie przejmując się jego ostrym głosem. Najwyraźniej przez te kilka lat zdążyła się już przyzwyczaić.


Na razie powinno wam wystarczyć, że jest bezpieczny.


Ulga, jaka pojawiła się na twarzach dwójki, była ogromna.


Dziękujemy, proszę pana. Proszę się nim dobrze zająć — dodała szeptem dziewczyna i nie zważając na oburzony wzrok Rona, pociągnęła go za sobą, odchodząc.


Snape prychnął rozdrażniony. Przed tą Gryfonką nic się nie ukryje. Kręcąc głową, wszedł do gabinetu i zerknął na stojące w rogu pokoju łóżko. Chłopak spał niespokojnie, wiercąc się i odkrywając. Cicho jęczał przez sen. Severus podszedł do niego i położył dłoń na czole chłopca.


Jesteś już bezpieczny — szepnął, choć nie wiedział dlaczego.


Oddech śpiącego zaczął się wyrównywać. Po kilku minutach Harry spał już spokojnie, a koszmary najwyraźniej opuściły jego podświadomość. Severus stał nad nim jeszcze chwilę, a potem skierował się do swego biurka. W końcu praca nie wykona się sama.


Koło północy, gdy kończył sprawdzać eseje szóstorocznych Puchonów, Gryfon znów zaczął wiercić się przez sen. W pierwszej chwili Snape miał zamiar nie reagować, by chłopak sam się z tym jakoś uporał. Jednak gdy zaczął krzyczeć, mężczyzna poderwał się z krzesła. W tej samej chwili Potter spadł z łóżka, budząc się gwałtownie. Krzyk jednak trwał nadal. Harry trzymał się za ramię, kuląc się na podłodze. Rękaw pidżamy zaczął zabarwiać się na czerwono.


Co się dzieje? — Mistrz Eliksirów ukląkł przy, z całą pewnością, cierpiącym chłopcu.


Nie dotykał go, nie chcąc nieświadomie sprawić mu niepotrzebnego, dodatkowego bólu. Moment później krzyk urwał się nagle jak ucięty nożem, a Harry otworzył oczy. Snape sapnął na ich widok. Białka były czerwone, jakby całkiem zalane krwią. Chłopak znów się skulił, drapiąc ramię tak mocno, że rozerwał materiał koszuli. Znak krwawił z wielu maleńkich ranek. Profesorowi przypomniało to jego Znak, gdy Potter uczył się wzywać pojedynczych śmierciożerców. Już wiedział, co się dzieje.


Voldemort karał chłopca.


A więc nic nie mógł zrobić, by mu ulżyć. Zaczął jednak przygotowywać eliksiry, które będzie mógł podać zaraz po zakończeniu kary. Musiał czekać trzy godziny, podczas których krzyki stawały się coraz słabsze i rzadsze. Po tygodniowym pobycie w więzieniu ciało chłopaka było zbyt wyczerpane, by znieść to długo. Ostatnia godzina przeplatana już była coraz częstszymi chwilami utraty świadomości. Dopiero większe natężenie bólu powodowało krótkotrwałe powroty do rzeczywistości.


O czwartej nad ranem Czarny Pan w końcu dał sobie spokój. Severus podał eliksir przeciwbólowy przelewającemu się przez ręce chłopcu. To trochę otrzeźwiło Gryfona i chwilę później mógł zażyć kolejne dwie mikstury.


Muszę zabandażować ci oczy — poinformował go Severus, sięgając po bandaż.


Dlaczego? — szepnął ochryple Harry, kierując przestraszony wzrok na nauczyciela.


Na głośniejsze mówienie miał zbyt zdarte gardło.


Gdybyś jeszcze nie zauważył, płaczesz krwią.


Chłopak delikatnie dotknął dłonią policzka, ścierając krwiste łzy.


Co mi się stało?


Ból i ciągłe napięcie nerwów spowodowało pęknięcie naczynek w oczach. Podam ci eliksir leczący, ale na kilka dni muszę założyć opatrunek, by odciążyć oczy — tłumaczył Snape, dziwiąc się spokojowi Gryfona.


Dobrze, skoro tak trzeba.


Siedzieli obaj na podłodze, a Snape przyzywał ze stolika potrzebne rzeczy. W połowie bandażowania głowy, chłopak osunął się bezwładnie na ramię profesora.


Przepraszam, proszę pana — mruknął słabo. — Kręci mi się w głowie i słabo mi.


Leż, zaraz kończę.


Severus poczuł, jak chłopiec westchnął prawie niezauważalnie, rozluźniając się w końcu.


Szkoda, że pan nie jest moim ojcem. Chyba nawet zniósłbym ciągłą krytykę z pana ust. Pan chociaż nie traktuje mnie, jakbym nie istniał, albo gorzej, jakbym lepiej w ogóle nie przychodził na ten świat.


Mistrz Eliksirów spojrzał na chłopaka ze zdumieniem i przyłożył mu dłoń do czoła. Pojawienie się gorączki wcale nie go zdziwiło, ale majaczenie to nie był zbyt wesoły omen. Nie przypuszczał, żeby Potter w pełni świadomie mówił mu takie rzeczy. Pokręcił głową ze znużeniem i położył chłopaka z powrotem do łóżka, czyszcząc i naprawiając też pidżamę, a następnie przywołał miksturę przeciwgorączkową.


Myśli pan, że jakbym nazwał pana w Wielkiej Sali „tatą", to ktoś przeżyłby bez zawału?


Snape uniósł brew sugestywnie.


Lepiej śpij, Potter. I już nic nie mów, bo możesz tego potem żałować. — Nie chciał się przyznać, że wcale by się nie pogniewał, gdyby kiedyś ktoś tak się do niego zwrócił.


Zapomniał pan? Jestem Snape'em. To jak pan myśli? Więcej ofiar byłoby po „ojcze" czy po „tato"? Dziwnie się z panem rozmawia, jak się nic nie widzi.


Śpij już. — Przynajmniej nie musiał ukrywać lekkiego uśmiechu, który sam wypłynął mu na wąskie usta. — I myślę, że „ojcze" by wystarczyło, żeby McGonagall udławiła się posiłkiem.


Tak pan uważa? — Dzieciak odwrócił się w stronę, z której dochodził głos profesora. — Można by spróbować. Jeśli zdążę, to zobaczę.


Snape stanął w miejscu, z ręką wyciągniętą nad półką z eliksirami.


A gdzie ci się śpieszy?


Już nie zostało mi dużo czasu. To dlatego Voldemort tak się denerwuje — mamrotał w gorączce Harry. — On wypróbowuje jakieś zaklęcie, by cofnąć naszą umowę. Jak na razie mu się nie udało.


To nie była kara? — zdziwił się Mistrz Eliksirów. Coś takiego nawet nie przyszłoby mu do głowy.


Nie. Gdyby chciał mnie ukarać, wykorzystałby nasze połączenie przez bliznę. Wtedy ból jest straszny, sięga do duszy… Pić mi się chce.


Severus podał mu szklankę wody, odgarniając wilgotne włosy ze spoconego czoła. Chłopiec nieświadomie wtulił się w chłodną dłoń.


Dobrze mi tu. Mógłbym tak zostać na zawsze.


To nie jest problem — odparł Mistrz Eliksirów, choć wiedział, że chłopak i tak tego nie zapamięta. Harry tymczasem pokręcił głową ze smutkiem.


Nigdy nie dostaję tego, czego pragnę. Nie ma sensu się łudzić. Mówi pan tak, bym miał nadzieję i się nie poddał.


Nieprawda — zaprzeczył mężczyzna, nadal głaszcząc czoło chłopaka.


Proszę. Nie chcę. — Harry odsunął się od jego ręki zrezygnowany. — Wolę przeżyć pozostały mi czas tak jak dotychczas.


Pozostały ci czas? — Profesor zamarł, wręcz sparaliżowany. — Ile jeszcze czasu ci zostało?


A który dzisiaj jest?


Dwudziesty października.


Harry zaśmiał się, ale nie był to wesoły śmiech. Raczej bardzo smutny, gdzieś na granicy paniki.


Potter?


Myśli pan, że Draco będzie za mną tęsknił? Potraktowałem go bardzo oschle, choć nie chciałem — zaczął mówić dosyć ciężko, jakby każde słowo sprawiało mu ból. — Naprawdę go lubię. Wie pan, że pachnie jak lód i jabłka? Taki lód w samym środku zimy i świeże jabłka.


Severus nie wiedział, co powiedzieć. Chłopiec, co prawda, nie odpowiedział na wcześniejsze pytanie, ale miał swoje podejrzenia, że data jest bardzo bliska.


Czy gdy umrę, pieniądze ze skrytki mógłby dostać Ron? Jego rodzinie się przydadzą.


Snape zmrużył oczy, przybierając surowy wyraz twarzy i odezwał się stanowczym tonem:


Przestań mówić o śmierci. Żyjesz, jesteś po prostu wyczerpany i gadasz bzdury.


Harry znów się zaśmiał, ale śmiech szybko przeszedł w szloch. Spazmatyczny, przerażony płacz dziecka. Severus usiadł na brzegu łóżka i położył głowę chłopca na swoich kolanach, głaszcząc jego plecy. Spodnie w ciągu chwili stały się mokre.


Coś wymyślimy, chłopcze.


Nie... trzeba — chlipał Harry przez łzy. — Już się przyzwyczaiłem... Po prostu żal mi tego... czego nigdy nie miałem. Brakuje mi moich rodziców. Kogoś, kto przytuliłby mnie tak jak pan teraz, tylko częściej. Czasami bez powodu, od tak... Z miłości.


Spróbuj zasnąć. Ranek wyda ci się weselszy, jak odpoczniesz.


Zmęczone ciało w końcu poddało się i Harry zapadł w sen. Snape jeszcze chwilę głaskał chłopca, czekając aż mocniej zaśnie i upewniając się, czy nie wrócą koszmary. Potem sam poszedł ukraść nocy kilka godzin odpoczynku. Jego myśli nadal krążyły wokół chłopca, nawet gdy zasypiał.


Może z zewnątrz był zimnym draniem, ale posiadał serce, a nie tylko organ do pompowania krwi. Ale o tym mało kto wiedział.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Mroczny Znak 2 1
Mroczny Znak 4 3
Mroczny Znak 9 3 ostatnia część
Mroczny Znak 8 3
Mroczny Znak 8 1
Mroczny Znak 8.2, Harry Potter, [Z] Mroczny Znak
Mroczny Znak 2 3
Mroczny Znak 3 2
Mroczny Znak 6 2
Mroczny Znak 2 2
Mroczny Znak 3 1
Mroczny Znak do 2 3
Mroczny Znak 4 1
Mroczny Znak 1 3
Mroczny Znak 6 3
Mroczny Znak 7 3
Mroczny Znak 5 1
Mroczny Znak 5 3
Mroczny Znak 6 1
Mroczny Znak do 7