CZĘŚĆ III • WYTWARZANIE
Dostrzeżenie tych ostatnich jest już jednak aktem filozoficznym. Kto wczyta się lub wsłucha w przytoczony w poprzednim rozdziale urywek Pana Tadeusza, ten dozna takich jakości metafizycznych jak lekkość życia, ład świata, prostota istnienia. .. Dzięki temu przybliży się - używając ponownie języka Ingardena - do „głębin i praźródeł bytu”.
Pokusa interpretacji dzieła sztuki na użytek filozofii jest jednak zbyt duża, by jej nie ulec. Oto wpatruję się w reprodukcję obrazu Kobiety z parasolem Claude’a Moneta. Chwila zachwytu, estetycznej radości, delektowania się, sycenia... Zaraz jednak przypomina mi się wykład z filozoficznej fenomenologii spostrzeżenia wzrokowego. Przecież każdy obraz to utrwalony rezultat patrzenia, rezultat, który „zatrzymuje” strukturę percepcji i jej przedmiotu...
W centrum mojej uwagi pojawia się spacerująca kobieta w białej, zwiewnej sukni. Jej sylwetkę wyodrębniam z pewnego tła, które „pobłyskuje” gdzieś na peryferiach mojej świadomości. Owo tło stanowią chmury i łąka — nie dane, lecz współdane, rozmazujące się w polu widzenia. Choć ma ono swoje granice, sprawia wrażenie, że ciągnie się w nieskończoność - jak nieokreślony horyzont. Gdy koncentruję się na przedstawionej kobiecie, zauważam, że w sensie ścisłym nie widzę jej całej. Spostrzegam ją tylko z jednej strony, z boku, ale strona ta jakby „zapowiada” całą resztę. Jestem niemal pewny, że cała jej suknia jest biała, choć naocznie ujmuję ją tylko częściowo i z zewnątrz. Podobnie jak zielony parasol, widziany tym razem od wewnątrz, ale „gwarantujący” zieloność także swej zewnętrznej powłoki.
W analizie percepcji, także quasi-percepcji obrazu1 nie muszę skupiać się na przedmiocie. Mogę zainteresować się tym, jak ów przedmiot mi się jawi czy jak wygląda. I rzeczywiście, istotą malarstwa jest rekonstruowanie wzrokowych wyglądów. Kobieta z parasolem to obraz impresjonistyczny, jej bohaterka ukazuje się tak, jak ją widać w przelotnym wrażeniu chwili — w grze kolorów (niebieskości, bieli i zieleni), w świetle (choć parasol rzuca cień), w delikatnym ruchu. Przypomina mi się teraz mój pierwszy kontakt z tym obrazem w Musee cTOrsay. Dopiero po kilkudziesięciu sekundach dostrzegłem na nim kobietę. Z daleka bowiem jej postać zlała się z barwnym tłem. Jakbym patrzył w pogodne niebo lub na łąkę, oślepiony słońcem... Jakbym kontemplował samą rozlewność kolorowych plam, docierając w ten sposób do podłoża percepcji - do kontinuum jakości wrażeniowych.
Wykład z fenomenologii spostrzeżenia można ciągnąć dalej, przechadzając się po galerii i porównując obrazy ze sobą. W jednych unaoczniono wspomniane daty wrażeniowe, w innych wyglądy (niekiedy zredukowane do ich aspektu geometrycznego), w jeszcze innych — same przedmioty lub sytuacje w ich rozmaitych uwikłaniach. Ciekawa i pouczająca zabawa. Jednak czy dla niej zwiedzamy muzea sztuki i zatrzymujemy się przed Kobietą z parasolem?
Sztuka fugi, czyli powaga bytu
Na koniec jeszcze jeden przykład. Tym razem dotyczy on sztuki czystej, nie-przedstawiającej, a tym samym - jakby ze swej istoty — filozoficznej. Muzyka Jana Sebastiana Bacha. Oczywiście, nie cała, gdyż jest zbyt rozległa i różnorodna (zawiera także utwory „przedstawieniowe” i okolicznościowe), by o niej tu pisać2. Ograniczymy się więc do jednego tylko utworu kompozytora.
Utwór ten, ostatni w katalogu dziel Bacha (pozycja 1080.), ma szczególny charakter. Jarosław Iwaszkiewicz pisał o nim następująco: „W miarę jak się Jan Sebastian starzeje, twórczość jego osiąga szczyty doskonałości, ale jednocześnie staje się coraz bardziej abstrakcyjna, nie przystosowana do żadnej rzeczywistości. Aż wreszcie w swojej Kunst der Fugę [Sztuce fugi] pisze muzykę zupełnie oderwaną, nawet właściwie nie wiadomo, na jaki instrument napisaną, przeznaczoną do oglądania, jak matematyczna zabawka czy geometryczny, zadziwiający swoją precyzją kreślunek”3.
Sztuka figi to cykl kilkunastu fug i kanonów. Całość rozpoczyna prosty temat, który dosłownie lub w różnych wariantach zostaje powtarzany przez kolejno
281
Percepcja obrazu i tego, co w nim przedstawione, nie jest zwykłą percepcją (między innymi dlatego, że doświadczany w niej przedmiot nie jest przedmiotem realnym). W związku z tym fenomenologowie mówią o przypominającej zwykłą percepcję i nadbudowanej na niej ąuasi-percepcji.
Jak o Bachu miał powiedzieć Ludwig van Beerhoven: Nicbt Bach, Meer sollte er heis-sen - „nie Bach (Potok), lecz Meer (Morze) powinien się nazywać”.
J. Iwaszkiewicz,/rf/z Sebastian Bach, wyd. 3, Kraków: PWM, 1985, s. 38.