Mimo to, w solenuośriach Śgo Piotra, (z których w mój sumienności wielkoczwartkowy wyłączyć muszę obchód), niepodobna mi było zimną pozostać.
Gdy na szkarłatnćin krześle wniosą świętego wyrazu starca, gdy sędziwa głowa imędzy dwoma ze strusich piór osłonami, wpośród kadzidła kłębów, jakby z obłoków wygląda, a wzniesiona ręka szle błogosławieństwo; gdy ten nad pobożnego ludu głowami zwolna sunący się tron, poprzedzony licznćm w szkarłacie, gronostajach, złocie ducnowieństwem, wpośród tysiąca świec, przy muzyce i kościelnym ipiewie, pod złotą Śgo Piotra wejdzie kopułę; gdy cały ten monarchiczny orszak, z assystencyą szwaj-carskićj gwardyi w stroju z XIV wieku, z hełmami na czole, zbroją na piersiach i halabardą w ręku, rozwinie się w tym mo-narchicznym gmachu, jest coś w tern wszystkim niepojęcie wspaniałego, idealnego, do nieba unoszącego umysł!
Najpiękniejszą, najestetyczmejszą z tych ceremonij, jest niezawodnie w pićrwszy dzień Wielkićjnocy, błogosławieństwo z watykańskiego ganku na miasto i świat spuszczone.
Podówczas cały plac zalany tłumami ze wszech stanów i krajów zbiegłego ludu, pełen orderowych panów i pielgrzymów z kosturem w ręku, ukwieconych elegantek i wiejskich z okolic kobiet w narodowych ugalonowanych strojach, w jaskrawych kolorach, we wstążkach lub białych na głowach zasłonach: cała ta mówię gromada, bogatą opasana gwardyą, pod wiosennćm słońcem, jakby ogród kwiatów wygląda.
A jak kwiaty do słońca się obracają, tak tam wszystkie twarze, w jeden także zwrócone punkt, wszystkie oczy na wysoki ganek, lożą watykańską zwany, patrzą.
Piaptem, bębny ■ szczęk na ramię rzuconój broni, gwar tłoku ucisza, wystrzał z dział przybycie Ojca Świętego oznajmia, a on w tćjże chwili ukazuje się w loży. Wszyscy razem jakny jednćm tajemnćj sprężyny pociągnięciem, na kolana, na twarz padają: cichość tak uroczysta, iżby ociemriały mógł się tam samym mniemać, całą zalega placu przestrzeu, a wpośród niej pobożny ojca glos słyszćć się w końcu daje, głos błagający nieba o błogosławieństwo dla ziemi.