Lec z miasteczko całego swego nie pokrywa przylądku. Resztę tego kraiku zowią tam Piano (*) di Sorrento. Ta dolina cała jest także zasiana mniejszomi i większemi domkarr i, a z tych niektóre od czasu odhryciu mieisca tego, od czasu co zostało przez swą szosó z resztą zamieszkanego świata połączone, wahnę położeniem, urządziły się w sposób gościnnych domów, tojest że na letnie miesiące można w nich znaleźć kilka niby umeblowanych pokoi, i ułatwienie pierwszych życia potrzeb.
V/ samem miasteczku, hotele nawet do pewnego stopnia wy-kwintności doszły. Hojność Aglików, tćj szarańczy co wszystkie Włoch znkąty bezustannie napada, ta starożytnej Italii ostatnia plaga, co ją całkiem wyplenia (1), jakby tupnięciem nog> zood ziemi je zrodziła i utrzymuje. Ceny ich są dla nich jedynie dostępne, i 'dziwną sprawiaji sprzeczność zresztą sielskich tum zwyczajów, z prostotą ludu, z dzikością miejsca.
Ci co w Jecie wspomnienia nawet nnasta znieść nie mogą, nad skwar i kurz ciasnych uliczek wolą cień zielonego liścia; w domkach mnićj wprawdzie wykwintnych niwy sorrentowskiej starają się umieścić. Ja k łka ich zwiedziwszy, obrałam sobie jeden, najbardziej, jak mi się zdawało, życzeniu memu odpowiadający; lecz chcąc zostawić sobie rozmysłu wolność, i czas do zwiedzenia innych jeszcze okolic, mc stanowczego nie zatwierdziłam.
Następnego ranka, niebo mnićj było szare, powietrze bar-dziój przejrzyste, dalszych udzielało widoków, a ja korzystając z tego, puściłam się w drugą Neapolu stronę.
Kolej żelazna, jak ci mówiłam, ciągnie się przez Casertę do Capimi.
W tem ostatnićm mieście, od wieków słynnóm swemi hi-storycznemi rozkoszami, nie miałam zamiaru przebywania długo. Będąc już jednak na kolei doń w.odącćj, wzięła mię ochota poznania tych sławnych jego powabów; chciało mi się zobaczyć ja-
CO Un 4ng!ais cn Italie m a toujour paru un rontrecens — mówi p. Roger de Bautoir — aux yeux de Byron chacun sait que c’(Stait plus; c'elait un outrage. Italie pittoresąue p. 40.