49
nigdy niczego uczyć się nie chciał. Professorowie konserwatoryum łajali go i karali, a on czas trawił na miłosnych intrygach, nie-tylko własnych, ale i swych kolegów. Żaden miłosny bilet bez Lablacha pomocy nie napisał się w szkole, żadne rendez-vous bez jego pośrednictwa się nie odbyło.
Razu jednego, gdy godzina śpiewu w szkole wybiła, spostrzeżono że nie było Lablacha. Koledzy radzi byli ukryć jego nieobecność, ale Lablache, goliatowćj postaci, całą głową nad wszystkich górował, a tćj głowy widać nie było.
Po wielu dyrektora badaniach dowiedziano się, iż ten nic dobrego tajemną zrobił ugodę z przedsiębiorcą palermitańskiego teatru, że się obowiązał symfonie w intermedyach grywać; a ponieważ uczeń konserwatoryum nie ma prawa do lat 22 rozrządzania sobą bez zezwolenia wyższćj władzy, a Lablache tych lat nie miał, więc nic nikomu nie mówiąc, w nocy zemknął skrycie.
W parę tygodni potćm żandarmy odprowadzili zbiega.
Lablache po dokonanych szkolnych latach, nie mając nic przed sobą lepszego, dostał się do San Carlino, gdzie najprzód jako kontrabass występował, późnićj z Pulcinella nosem. Mówią, że w tćj postaci był doskonałym. Gdym w dziesięć lat potćm w Paryżu go widziała, kilkadziesiąt tysięcy franków miał dochodu, i jeszcze raz powiedziałam: w Neapolu talenta, w Paryżu pieniądze.
Skarżą się jednak, iż ta muzyki ojczyzna nietyle co dawniej dostarcza talentów. I tak jest istotnie. Rossini i Donizelti do niej nie należą; jednak ma jeszcze Merkandantego, który wierny swej ziemi, murów jćj stolicy nie opuszcza nigdy; a Verdi, lubo nie Neapolitanin, przyjeżdża tam, i dawnym zwyczajem, gdy ma przedstawić nową jaką operę, na ostatnićj próbie bezpłatnie teatr otwiera, i przysłuchuje się zdaniu parterowćj publiczności. Jćj bowiem zdanie, czyli raczćj wrażenie, za wróżbę powodzenia lub upadku każdy muzyk zwykł tam uważać.
Trzeba wszakże wyznać, iż konserwatoryum tameczne nie jest w postępie. Zingarelli i Creschentini więcej już je okraszali swe-roi laurami pokryterai imiony, niż mogli w podeszłym wieku prawdziwą otaczać pieczą. Teraz po ich śmierci śpiew może pójdzie żwawićj, lecz co do kompozycyi, wątpię żeby jaka zaszła zmiana, Alpy. Tom III. 7