346 l. MOSZYŃSKI KULTUBA LUDOWA SŁOWIAN
łecznie, żadną miarą nie mógłby się stać typowym czarownikiem. Lud w wielkim stopniu wrażliwy jest m. i. na złośliwą skrytość a nawet na antypatyczny wyraz twarzy, piętnujący niektórych wieśniaków czy wieśniaczki. Zwłaszcza kobiety bardzo „złe“, chytre, o „twarzy posępnej i wzroku żmii“ mogą być pewne, że współwieśniacy przy byle okazji zaliczą je do czarownic; ta zaś okoliczność niewątpliwie może oddziaływać na nie sugestywnie, a zarazem budzić pragnienie zemsty za posądzenia narazie może niesłuszne.
Jak wynika z powiedzianego na str. 232 (w. 16' i n. od góry), magją na wielką skalę zajmują się — co nie od rzeczy będzie tu przypomnieć — nietylko chłopi-zawodowcy, lecz i szersze pospólstwo. Dość jest wymienić dla przykładu te niezliczone, przerozmaite i po większej części prastare oraz niezmiernie zajmujące praktyki, przedsiębrane np. z okazji suszy lub — odwrotnie — zbyt długotrwałych deszczów 1 przez byle wieśniaków czy wieśniaczki. Naogół w zakresie magji — podobnie jak np. w zakresie lecznictwa oraz bardzo wielu innych działów kultury — fachowość nie odgranicza się jasno po wsiach słowiańskich od niefachowości, lecz między pierwszą a drugą można obserwować cały szereg zaledwie dostrzegalnych przejść.
274. Bezwzględna wiara w potęgę szkodliwych praktyk magicznych czyli czarów jest powszechna na bardzo znacznych obszarach Rusi i południowej Słowiańszczyzny. W nader wielu okolicach podzielają taką wiarę również Słowianie zachodni. A że -jak to pisałem w „Polesiu wschodniem“ — silny wstrząs psychiczny, możliwy na tle owej wiary, nieraz wywołuje w organizmie wieśniaka głębokie nerwowe i przez to nawet fizjologiczne zaburzenia, więc nic dziwnego, że, mając przed oczami jaskrawe „dowody" szkodliwości czarów, nie przestaje w nie wierzyć. Z drugiej strony całkiem pewne jest, że niektórzy chłopi, wierząc w skuteczność czarodziejskich praktyk, mających szkodzić innym, uprawiają je faktycznie i bywają przy-chwytywani na gorącym uczynku2. To oczywiście również silnie działa na wyobraźnię i służy za jasny dowód istnienia czarowników. Zamiast też przypisywać tajemnicę powodzenia ludowej magji i jej niezwykłej wprost odporności na oddziaływanie oświaty jakiemuś tak ogólnemu (choć bezwarunkowo decydującemu) powodowi, jak niski poziom kultury wiejskiej, lepiej jest wskazać przyczynę bardziej szczegółową, t. zn. właśnie ową niezawodną a sprawdzalną skuteczność wielu czarów oraz dowodne istnienie czarownic czy czarowników.
Zresztą dotyczy to nietylko czarów szkodliwych i czarowników, lecz również pożytecznych praktyk magicznych i znachorów. Jest już dziś rzeczą dowiedzioną, że wstrzymywanie upływu krwi (t. zn. zamknięcie się naczyń krwionośnych), uleczenie osób cierpiących nerwowo i t. d. przez praktyki magiczne czy wypowiadanie zamawiań może istotnie zachodzić, o ile pacjent łatwo poddaje się sugestji oraz głęboko wierzy w skuteczność zabiegu. Badania psychologiczne i praktyka lekarska, od dość już dawna świadomie posługująca się sugestją, a poniekąd także hipnozą etc., stwierdzają — dodajmy nawiasem — możliwość podobnych ułeczeń nietylko u ludu, lecz i u osobników, pochodzących z warstw oświeconych.
275. Czary szkodliwe zresztą — choć same przez się najzupełniej niewinne — mogą wywoływać nietylko zaburzenia nerwowe i fizjologiczne, o czem była mowa wyżej, lecz w pewnych szczególnych wypadkach nawet ciężką chorobę i śmierć osoby, przeciw której zostały zastosowane. „Przed paru laty — pisze w r. 1891 E. Jeleńska, autorka, w zupełności zasługująca na zaufanie, — jedna kobieta z Za-pola S Aksienia Łobaczowa, ukradła u swej sąsiadki parę wiązek lnu; ta zrobiła jej na polu zawitkę (cf. § 227), życząc jej samej śmierci 3 4... Gdy (w czasie żniw8) Aksienia dostrzegła zawitkę w swem zbożu, zbladła (według relacji jednej z osób przy tem obecnych8) jak trup, i choć starała się żąć jeszcze, ręce jej się trzęsły, w głowie się kręciło i musiała wracać do chaty. W trzy dni potem w najstraszniejszych mękach konała... Gorączka była tak silna, że się rzucała na posłaniu, odpychając wszystkich, tak że związać ją musiano**. Do jakiego stopnia silny wstrząs nerwowy wywołują czary, o których mówiliśmy przed chwilą, o tem sam miałem sposobność przekonać się na Polesiu w r. 1922, i to nie na wieśniaku, lecz na osobie z inteligencji. W czasie mojej parodniowej bytności w Józefinie pod wsią Berezowem, siedzibie jednego z nadleśniczych ordynacji dawidgródeekiej (Rosjanina w wieku lat ok. czterdziestu kilku), zdarzyło się, że na polu, należą-cem do owego urzędnika żeńcy znaleźli zawitkę. Według wiadomości, dostarczonej przez służbę, zawitka była zawiązana na zgubę jego rodziny i dobytku. Gdy nadleśniczy otrzymał te informacje, uległ w moich oczach tak uderzająco głębokiej depresji, że mię to poprostu zdumiało. Musiałem użyć wielu argumentów, by siłę wrażenia, wywołanego bezwzględną wiarą w skuteczność zawitki, osłabić; jednak całkowicie uspokoić zalęknionego bynajmniej mi się nie udało.
Rzecz podobną do opisanej przez Jełeńską z Polesia cytuje J. G. Frazer z pogranicza płn.-zachodniej Polski i płn.-wschodnich Niemiec z okolicy miejscowości Berend w dawnych Prusach (zapewne toż co Berent, t. j. Kościerzyna na dzisiejszem Pomorzu). Istnieje tam mianowicie, czy też istniało dawniej, głębokie wierzenie, że, o ile nie
O nich patrz w cz. III, gdzie będzie mowa o składowych obrzędów dorocznych.
* Ludowych relacyj jest na ten temat bardzo wiele. Przykładu, poświadczonego w sposób zasługujący na zaufanie patrz w § 238.
1 Wieś na środkowem Polesiu, NW od Mozyrza.
* Są to według wierzeń poleskich czary najgroźniejsze.
Uzupełnienia moje.