352- K. MOSZYŃSKI: KULTURA LUDOWA SŁOWIAN
roby, zesłanej nań przez demony (§ 154), natenczas wynoszą go pod gołe niebo i tam układają na kilimie, rozścielonym na ziemi; w pobliżu zaś stawiają nowe, jeszcze nieużywane naczynie z wodą. Następnie wszyscy, wyjąwszy wodza, stojącego nieco opodal, otaczają kołem człowieka, leżącego na ziemi, i rozpoczyna się taniec. Początkowo jest on umiarkowanie spokojny. W pewnej chwili tancerze chwytają kilim za rogi i z okrzykiem podrzucają chorego dogóry, a zaś wódz zbliża się doń i namaszcza mu czoło, ręce i nogi octem, pomieszanym ze zmiażdżonym czosnkiem, oraz daje mu nieco octu do wypicia. Znów rozpoczyna się taniec, uzupełniany przeskakiwaniem tancerzy przez chorego. Stopniowo tempo tanecznych ruchów, dyktowane przez dźwięki piszczałki, staje się coraz żywsze; dzwonki na kierpcach tancerzy i na ich kijach, rzucanych z ręki do ręki, rozbrzmiewają donośniej; psychiczne napięcie wszystkich uczestników wzrasta coraz bardziej. Wódz znajduje się już obecnie pośrodku tańczących, podobnież jak i naczynie z wodą, dokoła którego obraca się pląs. Teraz dopiero — śród szeptów pochylającego się ku tancerzom wodza, śród dokonywanych przezeń spryskiwań wodą, nakrywań sztandarem i t. p. — pada hasło wszczęcia właściwej „melodji kalu-szarów". Ekstatyczne uniesienie porywa tańczących: pogrążeni zupełnie w pląs, odchodzą niemal od przytomności. W tej właśnie chwili na znak, dany przez wodza, najstarszy kaluszar rzuca trzymany w ręce kij, mierząc w naczynie, które z hukiem rozpęka w kawałki i obryzguje wodą tancerzy oraz chorego. Jest to przełomowy moment obrządku, zaś zarazem szczyt zbiorowej ekstazy: jeden lub dwu z pośród tańczących pada wtedy zwykle na ziemię w omdleniu, a zaś chory, uleczony niekiedy istotnie, zrywa się z posłania. — Zbicie naczynia było tu może pierwotnie, czy jest jeszcze dzisiaj, równoznaczne— jak to podnosi M. Arnaudoy — z rozpędzeniem demonicznej mocy, sprawczyni choroby, co naskutek tańca została wydalona z chorego, a w niem zamknięta (ob. też jednak § 225). — Co czują w czasie tych przejmujących zabiegów tancerze i chorzy, o tern — niestety bardzo niedostatecznie — świadczą ich, proste i niewiele mówiące, zeznania. Jeden naprzykład ze szczęśliwie uleczonych wieśniaków tak scharakteryzował swe samopoczucie podczas odprawiania tańców: „Gdy mię podrzucono dogóry, zbudziłem się, stało mi się lżej i lepiej. Kiedy przeskakiwali przeze mnie, było mi tak, jakgdyby ktoś do mnie mówił: Wstań i pobiegnij! Skoczyłem, pobiegłem i poczułem się zupełnie zdrów; więcej nie mogę (nie umiem) nic powiedzieć".
Metodę leczenia za pośrednictwem ekstatycznych tańców wzięli Bułgarzy, względnie znający ją również południowi Rumuni, od dawniejszych mieszkańców Bałkańskiego półwyspu i wiernie przechowali do dzisiaj w tej samej niemal formie, w jakiej ją zapewne musieli otrzymać. Znamy ją bowiem dobrze już dla odległej starożytności. We Frygji mianowicie wierzono, że tamtejsza Matka bogów, Wielka Matka, Cybela nadaje swym kapłanom, korybantom, moc leczenia obłędu oraz innych chorób zapomocą tańców. Jakoż kory-banci, lecząc, tańczyli dokoła chorego; a ich ekstatyczny pląs rozbudzał w pacjencie tak silne podniecenie, czy też raczej ich ekstaza oddziaływała nań w tak wielkim stopniu, że — na tle wiary w możliwość uzdrowień — miały się one podobno wydarzać istotnie.
279. Przechodząc do uprawiania typowej ekstazy religijnej, omówimy tu naprzód słynne tańce ogniowe, jakie po dziś dzień widzieć można, czy też widziano doniedawna, w niektórych wsiach bułgarskich (i greckich) we wschodniej Tracji na obszarze, zawartym między łańcuchem górskim Istrandża Dagh od zachodu a Czarnem morzem od wschodu. Mają one miejsce z reguły raz do roku: najpospoliciej 21 maja st. st. w dzień św. Konstantego i św. Heleny; rzadziej — na św. Jana, choć to jest najprawdopodobniej ich data pierwotna; dorywczo — w inne dnie, bliskie względem dat poprzednich. Tańce te zwróciły na siebie uwagę od dość dawna, a ostatnio dokładniejsze ich poznanie zawdzięczamy M. Arnaudovowi, który m. i. zebrał też wszystek ważniejszy materjał, ogłoszony przez jego poprzedników.
Pomijając, jak zwykle, stronę organizacyjną stowarzyszeń religijnych, uprawiających owe tańce, jako należącą do przejawów ściśle socjalnych (patrz o niej cz. III), poświęcimy tu uwagę czysto religijnej stronie obrządków. Parę jednak słów i o organizacji już teraz trzeba powiedzieć. Bułgarscy wieśniacy, oddający się tańcom ogniowym, tworzą mianowicie coś w rodzaju sekty, noszącej osobną nazwę: nestinari1, choć naogół należą najzupełniej do Kościoła, odznaczając się nawet bardzo gorliwem spełnianiem obowiązków chrześcijańskich.
Gdy nastąpi dzień tańców, sprawia się u nich zwykle na ofiarę świętym jednego lub parę byków oraz barany, co wszystko składane jest częścią pospólnie, częścią zaś stanowi prywatne dary. Odbywa się też tego dnia uroczysty pochód do świętego źródła; a jako materjał na ognie, co mają zapłonąć wieczorem, bierze się zwykle płoty, otaczające ową czczoną wodę1 2. Ogniska jednak bywają, czy też bywały ogromne; w niektórych okolicach używano na nie do 40—50 wozów drzewa; w takich wypadkach ogrodzenie u źródeł nie mogło oczywiście wystarczyć; musiano brać także drwa inne.
1 M. Arnaudov wyprowadza ją od greckiego v>i<t Tevw 'pościć5, vt]o- re!a 'post5 (jednak poszczenie nie zdaje się u dzisiejszych nestinarów odgrywać żadnej roli).
Dodać zaś warto, iż nestinarzy trudnią się wiosną m. i. czyszczeniem cudownych źródeł.