,'544 k. Moszyński: kultura ludowa słowian
dychający; ożywiony, żywy; zwierzę’ (lunę 'oddech5, snćem 'od-dycham’), stind. pranin 'istota żyjąca; zwierzę’ (prana 'życie’); mon-gol. amitan 'istota żyjąca (m. i. zwierzę)’ (amin 'życie, oddech; dusza’) i t. p. K Oczywiście należałoby prześledzić odpowiednie wyrazy jeszcze w wielu innych językach, ale i to, co podałem, wystarcza, aby stwierdzić fakt — którego zresztą a priori należało oczekiwać — iż w 'zwierzęciu’ najwięcej uderzało człowieka to, że jest ono — w przeciwieństwie do niemal całego pozostałego świata — nosicie--lem życia. Dzięki właśnie tej okoliczności dusza-oddech człowieka, jako nosicielka życia par exellence, mogła się ściśle skojarzyć w prymitywnych umysłach ze 'zwierzęciem’. Jeśli uwzględnimy przytem nieuniknione skrzyżowanie się pomysłu lotnej duszy-oddechu, mieszającej się z powietrzem (§§ 392 sq. i niżej), z pomysłem duszy-zwierzęcia, tedy natychmiast zrozumiemy, dlaczego z pośród wszelkich zwierząt przedewszystkiem ptactwo oraz lotne owady (motyle, ■ćmy, muchy etc.) są najpospolitszemi postaciami, pod któremi ukazują się ludzkie dusze.
441. Ale na całokształt ustosunkowania się człowieka do zwierzęcia bezwątpienia m. i. położyło bezpośrednio swe piętno także faktyczne (psychiczne oraz fizyczne) pokrewieństwo tych istot. Pokrewieństwo to2 w pewnych wypadkach szczególnie sprzyjało m. i. uczuciowemu zbliżaniu się ludzi do zwierząt.
Gdy piszę te słowa, Jeży przede mną książka „I Fioretti di San Francesco", roztwarta na przeczytanym przed chwilą dla przypomnienia rozdziale 21; „Del santissimo Miracolo, che fece Santo Francesco, -quando conyerti il ferocissimo lupo d’Agobio“. Słynna to legenda, jedna z tych, które głoszą bratanie się i wzajemne rozumienie człowieka oraz zwierzęcia. Świętego Franciszka prowadzić miała ku podobnym zbliżeniom żywiołowa miłość, jaką czuł do wszystkiego i wszystkich; przecież miał on być przyjacielem najwstrętniejszych nawet pasorzytów, „uważając sobie za zaszczyt, że w odzieniu swojem może nosić te perły niebiańskie". Oczywiście nie będzie dla nas obojętną kwestja, czy zjawiska w tym rodzaju są czemś zupełnie wyjąt-kowem, czy też może — wcale niekoniecznie w tak uderzającej postaci — -do wyjątkowych nie należą; a jeśli nie są sporadyczne, to w jakiej mierze zachodzą u ludów prymitywnych czy nieoświeconych, przedewszystkiem zaś w warstwach włościańskich Europy. — Niestety i ta kwestja, jak tyle innych, równie zajmujących, nie dojrzała jeszcze -do syntetycznego omówienia. I tu więc ograniczyć się musimy do paru tylko luźnych uwag. 1 2
N. S. PopOY w pracy „Chozjajstvennoje opisanie permskoj gu2 bernii" (cz. 2, r. 1813, str. 285) opowiada o karaluchach (sic!), że „niektórzy nietylko ich nie tępili, lecz umyślnie zastawiali dla nich (na noc) pokarm z chleba". Możliwe jest, czy nawet bardzo prawdopodobne, iż początki tego dość dziwnego dla nas zwyczaju gruntują ? się na jakimś przesądzie, dopatrującym się może w karaluchach dusz zmarłych ludzi (cf. §§ 447—454); przytoczony fakt sam przez się nie "byłby więc w tym związku zbyt ciekawy, gdyby nie formy, jakie owo hodowanie karaluchów niekiedy przybiera. W książce mianowicie N. N. Guseva »Dva goda s L. N. Tołstym“ (r. 1912, str. 32/3) znajdu-fjemy m. i. relację autora o pewnej staruszce, byłej służącej u krew-i nych Tołstoja, która całą pensję, wyznaczoną jej dożywotnio przez ; dawnych chlebodawców, wydawała na karmienie (psów, myszy i) ka-[raluchów; robactwo żywiła kaszą z mlekiem, a ściany i sufit jej mieszkania były od niego czarne; gdy umierała, tedy — jak mówił |Gusevowi Tołstoj — „karaluchy zagryzały ją, lecz ona tak dalece [przeniknięta była litością ku nim, że nie pozwalała ich zabijać". Podobnie jaskrawych przykładów nie znam więcej z terenów słowiańskich; a i ten, który przytoczyłem, nie dotyczy bądź co bądź rdzennego chłopstwa, nietkniętego przez ewentualne wpływy warstw wyższych. Natomiast przykładów nie tak jaskrawych możnaby przytoczyć setki. Obchodzenie się włościaństwa (zwłaszcza w zapadłych kątach Słowiańszczyzny) z domowemi wężami, łasicami, z bydłem, z psami i kotami nawet, a dalej z dzikiem ptactwem (szczególniej z jaskółkami, bocianami...) jest nieraz tego rodzaju, że do wytłumaczenia go bezwarunkowo nie wystarcza przyjęcie samych tylko przesądnjrch pobudek czy też — gdy chodzi np. o bydło — egoistycznych względów. Te pobudki i te względy mogą być punktami wyjścia, ale na ich tle niewątpliwie rozwija się u poszczególnych jednostek bardzo nieraz głębokie uczucie. Mniejsza już o takie, dość dwuznaczne przejawy, jak przytoczone u Fr. Gawełka pocałowanie przez starca-pasterza trupa węża, zabitego przez dzieci (§ 458). Sposób mówienia o różnych „bożych" czy „świętych ptaszkach", swoiste traktowanie ich, podobnie jak traktowanie „bożych krówek" oraz niektórych innych owadów, — są tu o wiele bardziej pouczające. Co zaś do zwierząt domowych, to znakomicie ujęła rzecz E. Jeleńska, mówiąc (o Poleszukach), że stosunki włościan z niemi nsą niezmiernie bliskie i przyjacielskie. Gospodarz... chociaż w chwali gniewu uderzy czasem zbyt gwałtownie, prędzej zapomni o jedzeniu dla siebie niż dla swego konia lub wołu". Także w szeroko znanych zawodzeniach kobiet po padłych krowach z całą pewnością przebija się nietylko żal, wywołany majątkową stratą.
442. Przechodząc do zapoznania się ze szczegółowym materjałem z zakresu wierzeń o zwierzętach oraz „kultu" im okazywanego, rozpatrzymy owe fakty w porządku następującym. Uwzględnimy naprzód
’ Dane, zaczerpnięte z języków wschodnich, nadesłał mi łaskawie na moją prośbę prof. dr Wł. Kotwicz ze Lwowa, za co składam mu na tem miejscu ser-• deczne podziękowanie.
Jak wskaże dalszy ciąg paragrafu, należy je rozumieć bardzo szeroko.