654 [. Moszyński: kultura ludowa słowian
zwierzę duszach ludzi (zwłaszcza dziewczyn), których ciało, niby ciało czarownicy, latającej nocą w postaci ćmy, czy też ciało stuchacza v. stuchy, walczącego w chmurach, leży tymczasem uśpione we własnej chacie. Wyjątkowo (np. u Serbochorwatów i Czechów) spotykamy się z wierzeniem w domowe zwierzęta-zmory (porówn. niżej o zwierzę-tach-stuchach). Pospolitą nazwą słowiańską dla obchodzącej nas istoty jest mora (rzadziej — morava; u nas — zmora); znają tę nazwę wszyscy Słowianie południowi (choć u znacznej ich części, zwłaszcza zaś u Bułgarów bynajmniej nie jest powszechna, ani nawet częsta), Słowianie zachodni i część Małorusinów. Na Białorusi zachodniej (wyjąwszy skrawek tuż przy samej granicy polskiego Mazowsza) osobna istota półdemoniczna w rodzaju zmory nie jest znana; tak przynajmniej wyraźnie twierdzi M. Federowski, który okolice Wołkowyska i Słonima a poniekąd też Lidy znał dobrze. Osobiście nie rozporzą-
rui smoje
flśb/m&yi -ł-jit//? 'jtao
ć/y. o „y ^ L /> f d r <1 J
xooois
O ' CJ / f 4 J
Fig. 16. Własnoręczny rysunek zmory z takiemż objaśnieniem, wykonany przez Antoniego Piekarczyka, 6fi-letniego chłopa z Jabłonki na Orawie. Wedle objaśnienia owa zmora (siodełko) „przyszła'1 w nocy na piersi opowiadającego jako ciężar w rodzaju kamienia młyńskiego; Piekarczyk uwolnił się od niej, poruszając palcem ‘.
dzam dotychczas również żadnemi danemi o zmorze ani z zachodniej, ani też ze wschodniej Białorusi włącznie z całem Polesiem. O duszenie śpiących ludzi w nocy oskarża lud białoruski bądź demony domowe, bądź czarty; na polskiej Białorusi prawie zupełnie też brak wątku wysysania mleka z piersi śpiących, a zupełnie — ssania krwi; gdzie pierwszy z tych motywów istnieje, tam łączy się z nim ogólnikowe pojęcie złych duchów, ale nie zmory; stosunki mniej lub więcej podobne zdają się zachodzić i dalej na wschodzie. Coprawda część Wielkorusów zna jakąś słabo określoną postać mityczną pod nazwą kikimory (kikimora), całkiem wyglądającej na złożenie z wyrazem -mora, ale nie posiada ona cech zmory. Ciekawe, że i na Bałkanach, zwłaszcza wschodnich, zmora (cf. np. bułg. mor&, raura) nie zdaje się być zbyt powszechnie znana, a o duszenie ludzi oskarżany bywa upiór i tal as im, demon w rodzaju domowych. Zato u ludów germańskich zarówno obchodząca nas postać mityczna, jak i jej podobna do słowiańskiej nazwa są nadzwyczajnie rozpowszechnione (st.-górno-nmc. mara2, st.-angiel. mara i t. d.).
535. Wyżej była już kilkakrotnie mowa o wierzeniu w przebywanie dusz ludzkich we wietrze. W związku z tym przesądem pozostaje inny, głoszący kierowanie chmurami lub prowadzenie albo noszenie chmur i gradu przez dusze. Jak na wschodniej czy płn.-wschod-niej Białorusi dusze dzieci, uduszonych niechcący (we śnie) przez matkę, kierować mają wiatrami, tak na Huculszczyźnie dusze samobójców „robiątt jakoby grad i noszą go w chmury. W Beskidzie śląskim „prowadzą grad i burzę obłoczniki, z tych ludzi, co się powiesili lub potopili, a także — dzieci niechrzczone"; wreszcie na znacznych obszarach zachodniej Polski kierują chmurami bądź dusze dzieci nieochrzczonych (dorzecze górnej Pilicy i Bzury), bądź też dusze topielców i wisielców (w dorzeczu Warty). Cała północ rdzennej Polski, polska Białoruś i Polesie3 4 5 nie wiedzą nic o jakichkolwiek istotach z rodzaju dusz czy duchów albo ludzi, którzyby mieli nosić chmury czy też niemi kierować. Natomiast w dorzeczu środkowej i górnej Wisły (wyjąwszy ruskie Karpaty) oraz górnego Bugu i Dniestru (wyjąwszy jak wyżej) występuje osobna, naogół — zwłaszcza w Polsce rdzennej — bardzo popularna postać półludzka-półdemoniczna, nosząca najpospoliciej nazwę płanetnika (u Małorusinów: płanit-nyk albo płanetnyk). Nazwa ta w danym wypadku wywodzi się od wyrazu płaneta, wziętego w znaczeniu 'chmury6, bardzo rozpo-wszechnionem po naszych gwarach, i stanowi dokładny dublet dla innej nazwy tejże mitycznej postaci: chmurnik, oraz dla znanego nam już obłocznika. Płanetnicy są to według najpospolitszych dzisiejszych pojęć wiejskich żywi ludzie, posiadający tę właściwość, że w czasie burzy lub na krótko przed nią znikają z ziemi w sposób dla innych niedostrzegalny, bądź też zostają w oczach świadków
Chodzi tu zapewne o znane wierzenie, iż od zmory można się uwolnić, poruszając palcem wzgl. paluchem u nogi.
Dziś Mahr.
* Wyjątkowo tylko z dwu wsi południowego Polesia podano w tym związku wiedźmę; ale to może być nieporozumienie, chodzić bowiem może o szeroko znane wierzenie, że wiedźma czarami sprowadzi chmury gradowe. Równie wyjątkowo z okolicy Mścibowa na zachodniej Białorusi ogłosił M. Federowski następującą notatkę: „Jak u Pórazovi była b u r a (w miesiącu lipcu 1890 r.), t o baćyli u chmary Seśćóeh v e 1 i z n y e h muźćyn, óeśtoś uśo rvali, kidali, machali rukami; jak jeny tam r v a 1 i, tak tudaka znuou vichar
r vau striechi, damy, płaty, u ś o“. (Lud Białoruski, 1.1, r. 1897, str. 158). Dal
sze badania musiałyby wykazać, czy mamy tu do czynienia z zawleczeniem trady
cji o płanetnikach, czy też z przykładem samorzutnie tu i owdzie wynikającej fantastycznej interpretacji kształtów chmur.