696 K, MOSZYŃSKI: KULTU TRA LUDOWA SŁOWl
czart tańczy w południe na rozdrożach, a ich nereidy, wijące się we wichrze, jak bułgarskie samowiły i besarabskie rusałki, także ukazują się najczęściej w południe, skąd nawet (na wyspie Melos) otrzymały nazwę uearjpyi'araię. Oczywiście niesamowitość południa, posiadająca tak wielkie znaczenie w wierzeniach wielu ludów, nie daje się żadną miarą wytłumaczyć samą tylko tradycją o szczególnie częstem przejawianiu się w tej właśnie godzinie złośliwych demo-nów-wichrów; w znacznej mierze mamy tu przed sobą niewątpliwie odpowiednik dla demonicznej godziny północnej, jako pory największego natężenia złowrogiej nocy, kiedy to mn. w. równie daleko jest się od zorzy wieczornej, jak i od świtu, i noc staje się najgłuchsza (jest to t. z w. potajna doba Bułgarów, gluho doba Serbochorwatów i t. d.). Podobnie przypołudnie uważa się zwłaszcza latem zdawien-dawna za godzinę demonów, duchów i bóstw, co w krajach położonych np. nad morzem Śródziemnem ma i w tern usprawiedliwienie, że w owej porze nasilenie promieni słonecznych wzmaga się latem nie-/ znośnie, i wszystko niemal, co żyje, kryje się przed spiekotą, zaś pusty kraj zalega cisza południa, dobrze zresztą i u nas znana w gorące, upalne lata.
567. Gdy włościanin nowogrecki zetknie się przypadkiem z tańczą-cemi w wichrze nereidami, grozi mu obłęd, paraliż czy kalectwo. Gdy Bułgar, Serb czy Chorwat napotka taniec wił, grozi mu obłąkanie, paraliż członków, porwanie, zatańczenie na śmierć; Słowianom północnym, którzy spotkają się twarzą w twarz z demonem, tańczącym we wichrze, przynosi on „obłęd, zawrót głowy... bodaj najpospoliciej jednak — paraliż" (ob. §§ 133, 141), nie mówiąc już o porwaniu (§ 383). Otóż podobnie południca porywa, zbija członki ofiary tak, że „ani ręką ani nogą ruszyć nie może", łamie jej ręce i nogi, czyni kaleką, wykręca głowę i t. d. (a na poza-słowiańskich terytorjach zachodnio-europejskich odpowiadający jej poniekąd demon „wstępuje" w człowieka jak wiła i doprowadza go do szaleństwa). Coprawda owo zbicie rąk i nóg śpiącego na polu człowieka (jak również nieznośne bóle głowy i karku) można wytłumaczyć zupełnie inaczej, wcale nie biorąc pod uwagę wichru (ob. § 519); tak że zespół wierzeń o południcy jest może wynikiem skrzyżowania się dwu głównych składowych: wrażeń, nawiedzających ludzi, co śpią lub pracują w polu na skwarze południa (ob. j. w.), oraz wrażeń, odbieranych przez człowieka od zjawiska wichru (wiru powietrznego). Że południca istotnie wiele ma w sobie z wichru, tego dowodzi szereg wyraźnych wskazówek z Moraw, Czech, Polski i Niemiec. Pośrednio za jej wichrową przyrodą przemawia też szeroko znany motyw, według którego „owija się" ona od stóp do głów białą lub — rzadziej — szarą płachtą czy weretem. „Wietrzne słupy — powiada Machał — najczęściej wznoszą się podczas suchej pory lata, zwłaszcza w okresie żniw, stąd południcę uważa się za ochraniającą zboża1; prócz tego doświadczenie uczy, że owe słupy ukazują się zwłaszcza w najgorętszej porze dnia w południe, co wyjaśnia nam z jednej strony mniemanie o pojawianiu się jej w południe, a z drugiej jej imię". Nie przeczy podobnej interpretacji wiadomość z Łużyc, wedle której południca ukazuje się „latem... w czasie żniw przy pogodzie słonecznej", zaś „gdy niebo jest pochmurne, albo gdy wiatr wieje... nie chodzi"; jak wiadomo bowiem, istotnie w czasie wiania jednostajnego wiatru i przy pochmurnem niebie wiry powietrzne przytrafiają się bezporównania rzadziej, niż właśnie w gorące letnie dnie pogodne (zwłaszcza przed burzą). Zresztą owo łużyckie podanie mogło się też wytworzyć pod wpływem dopatrywania się w południcy przyczyny słonecznego udaru i podobnych chorobowych przejawów czy dolegliwości.
568. Południca w zupełnie typowej postaci i pod swą charakterystyczną nazwą znana jest niemal wszystkim Słowianom zachodnim, t. zn. Łużyczanom, Czechom, Słowakom i Polakom (tylko Kaszubi i Mazurzy nie mają o niej, jak się zdaje, żadnego pojęcia). Na Ma-łorusi łącznie z Podlasiem i Polesiem nie występuje zupełnie; na Białorusi, wbrew pewnym wzmiankom, o ile wiem, również; pojawia się dopiero — rzecz szczególna! — na przeciwległych w stosunku do zachodu krańcach północnej Słowiańszczyzny, mianowicie u północnych Wielkorusów (wkrs. południca), od których przeszła do Zyrjan (zyr. póludńitśa, pólódnitśa, pele snitz a)2 3 4. Co więcej wszystkie niemal cechy wielkoruskiej południcy powtarzają się u Słowian zachodnich: jej biała odzież, przechadzanie się latem w okresie żniw po miedzach śród zboża, napastowanie ludzi, co w południe pracują na polu, i skręcanie im głowy, powodujące nieznośny, jjiekący ból w szyi. U Zyrjan,którzy, mówiąc nawiasem, chaber zwą „okiem południcy" (p ol od ni t&a sin), występują dość jaskrawo zakazy, związane z okresem przebywania południc we zbożach (co ma mieć u nich miejsce w okresie kwitnienia ostatnich), oraz wierzenia, dopatrujące się w obchodzącej nas mitycznej istocie bóstwa, ochraniającego zboże. Także sąsiadujący z Zyrjanatni Perinjacy znają demona czy bóstwo, chodzące po miedzach i sprawiające falowanie kwitnących zbóż; ich zdaniem owo bóstwo nie znosi hałasów' i wogóle niecierpi, by mu przeszkadzano; dlatego chłopi permjaccy nie wychodzą w południe w okresie kwitnięcia zbóż na miedze, a dawniej wogóle podobno zamykano się o tej godzinie i porze w izbach, zasłaniając nawret okna. Analogje do pojmowania południc, jako demonów’ specjalnie czjr przedewszystkiem zbożowych, widzimy także poza zachodniemi krańcami Słowiańszczyzny, u Niemców5-
Ten wniosek jest zupełnie wątpliwej wartości.
Odnośnie do Słowian bałkańskich nie rozporządzam dotychczas żadnemi
danemi, któreby tu należało uwzględnić. Jedynie w znanym słoweńsko-nieinieckim
słowniku M. Pleterśnika znajduję wiadomość o 'złym duchu, co w południe straszy6 7,
r. 1932, sin 21—25).
nazywanym południca (ob. 1. c., s. v.). Ciekawe, że o tej słoweńskiej południcy nic nie wie ani H. Machał (1. c., str. 134—140), ani A. Ćerny (Wisła, t. 9, r. 1895,
str. 289—299), ani nawet P. Bułat („Pogled u slorensku botanićku mitołogiju", Zagreb>