8 WYSPIAŃSKI W LABIRYNCIE TEATRU
wodnią, że są profesjonalistami wielkiej klasy, mogą zaimprowizować świetną etiudę na zadany temat.
Scena jest ukośnie zamknięta wielką lustrzaną płaszczyzną - przy niej lampki i stoliki garderoby. Jesteśmy więc w teatrze, też na zapleczu sceny. Dopiero trwa próba, aktorzy sprawdzają różne pomysły. Nic jeszcze nie jest gotowe. Propozycja Konrada zderza się z szablonem teatralnych sposobów i z szablonem myślenia o współczesności. W pomysłach aktorów łatwo rozpoznać dzisiejsze grupowe, sterowane demagogią zachowania - wykpione, ale i pełne samozadowolenia, odbijające się w wielkim lustrze sceny. Ubrana w kostium szablonu karykatura Polski współczesnej nikogo nie zadowala. Niezupełnie wiadomo, czy to polska rzeczywistość jest tak płaska jak karykatura, czy tylko teatr nie umie pokazać nic więcej niż schematyczną zewnętrzność póz i min. I dla samych aktorów są one zbyt proste i oczywiste. Szybko je porzucają, teatr znika przysłonięty szarą zasłoną, przed nią stoi ławka długa na całą szerokość sceny. Spektakl zmienia się w gorączkową rozmowę brzmiącą mocno i bardzo współcześnie. Zderzą się w niej dwie postawy - Konrada usiłującego bronić powagi i czystości wypowiadanych słów, utożsamiającego się z tym, co mówi, traktującego dialog jako proces docierania do prawdy i jego partnerów, dla których słowa są elementem gry, strategii, prowokacji, dystansujących się od wypowiadanych zdań. Banalnych ideologów z pierwszej części przedstawienia zastąpili sceptyczni rezonerzy łatwo znajdujący kontrargument dla każdej próby nazwania istoty rzeczy.
W scenie z Maskami - precyzyjnie prowadzonej przez aktorów wygrywających całą gamę najróżniejszych tonacji - Konrad jest coraz ściślej osaczony, rozpaczliwie się broni, gubi wątki, rwie mu się myśl. Jest bezradny, bo nie ucieka się do żadnych retorycznych sztuczek. Z całą naiwnością próbuje rozmawiać o prawdzie z tymi, którzy delektują się słowną szermierką. Siła przekonania okaże się największą słabością Konrada, obnaży całą jego bezbronność tam, gdzie słowa traktowane są jak oręż w walce. Znużony do ostatka odnajdzie domowe ciepło w kolędzie, tej samej, którą w Hamlecie Grzegorzewskiego śpiewała żona choremu Wyspiańskiemu.1 Tym razem w scenerii Bożego Narodzenia śpiewa ją Dorota Segda, siedząca przy kołysce z dzieckiem w ramionach. Ale Dorota Segda jest równocześnie Hestią, tak samo jak u Wyspiańskiego niejednoznaczną. Przy niej Konrad odnajdzie też namiętność miłości, która pchnie go znów do działania. Tylko że terenem jego działania jest sztuka, wraca więc do teatru, gdzie karykaturę zastąpił już patos, pozę potraktowano serio. Podejmując tę grę Konrad zgadza się na pustkę szablonowego gestu triumfu, gestu bez żadnego realnego znaczenia. Taki teatr demonstruje całą swoją powierzchowność i bezradność, uwydatnione jałową goryczą, z jaką podsumuje swoją twórczą drogę Stary Aktor - Jerzy Trela, co w tym teatrze nabiera oczywiście dodatkowych znaczeń.2
Bezsilny Konrad pod bocznym filarem sceny osuwa się na podłogę i zamierającym głosem prowadzi swój dialog z Eryniami - wychodzą z zapadni i przesuwają się przed nim jak cienie czarno ubranych kolegów, którzy właśnie wyszli z teatru. Reżyser bez większego przekonania, starannie recytując didaskalia Wyspiańskiego, zapowie przyszły lot uwolnionego z teatru bohatera. Przez otwarte okno wdzierają się odgłosy życia z Placu Szczepańskiego, ale wiemy dobrze, że w taki sposób sztuka teatru nie wkroczy w świat. A jednak, coraz szczelniej osaczana przez rzeczywistość, która gra w słowa, przerzuca się zdaniami, zamazuje sensy, sztuka zostanie dla świata tym, czym Konrad był dla swoich kolegów - przypominaniem o odpowiedzialności za to, co i jak się mówi. Mikołaj Grabowski pokazał przedstawienie o pomieszaniu języków, które obezwładnia teatr i pokonuje pojedynczego człowieka.
Teatr Narodowy w Warszawie, Hamlet Stanisława Wyspiańskiego, adaptacja tekstu, reżyseria i scenografia: Jerzy Grzegorzewski, kostiumy: Barbara Hanicka, muzyka: Stanisław Radwan, premiera 28 września 2003.
J. Trela grat Konrada w przedstawieniu Konrada Swinarskiego, opis przedstawienia zob. J. Walaszek, Konrad Swinarski i jego krakowskie inscenizacje. Warszawa 1991.