Renegocjacja kontraktu płci
wanym świecie technicznej doskonałości i precyzji. „Podstarzały reakcjonista”, jak kokieteryjnie nazywa Konwicki sam siebie, tak pisze o kobietach i mężczyznach, których już nie ma:
Różniły się także od mężczyzn tak zwaną karnacją skóry, która bywała wtedy delikatna, miękko okrywająca subtelne mięśnie. Co ciekawe, kobiety także chodziły inaczej i po chodzie bardzo oryginalnym, odrobinę chwiejnym, jakby nerwowym, w drobnych kroczkach, lekko kołyszącym się w obrębie bioder, co też były szersze i kształtniejsze, więc po tym chodzie poznawało się kobietę. /.../ Odróżniały się również strojem, nosiły tak zwane sukienki albo spódnice z bluzkami, a ten sposób ubierania się podkreślał ich odrębność fizyczną i psychiczną. Mówiło się wtedy, że to wszystko służyło jednemu: zaintrygować mężczyzn i wzbudzić ich uczucie.
Mężczyźni /.../ adorowali kobiety łatwo rozpoznawcdne w każdym miejscu. Ustępowali im miejsca w środkach masowego transportu, zaczepiali na ulicach, mówiąc miłe rzeczy, kupowali im kwiaty i - co charakterystyczne dla ówczesnych obyczajów - nie bili się z kobietami. (Konwicki, 117)
Opisy zbliżeń między Konwickiego „damami” i „rycerzami” obfitują w określenia kojarzące się raczej z polowaniem na grubego zwierza, niż z poezją, bliskością i intymnością: „pojedynek”, on „napiera na nią”, „ściga ją”, „ona, już poddająca się”, „osaczanie spotkanej kobiety”. Ta groteskowa, jednostronna wizja relacji męsko-damskiej zupełnie nie bierze pod uwagę perspektywy kobiet w tak nachalny sposób adorowanych.
Ossowska w „Ethosie rycerskim” przedstawia trwałość i kulturotwórczą rolę etosu rycerskiego. Opisuje jego metamorfozy w różnych formacjach społecznych. Niestety, nie zajmuje się kobiecym dopełnieniem roli rycerza, damą.
Sokołowska w artykule z 1975 roku stwierdza, że tak zwana „kwestia kobieca” raz po raz wraca jako temat bądź opracowań naukowych, bądź publicystycznych, tymczasem istnieje jeszcze „kwestia męska”, o której nie sposób nigdzie przeczytać. Rola kobieca ulega zmianie, jak głoszą te opracowania, zapewne więc to samo dzieje się z rolą męską, stwierdza Sokołowska. Wśród oficjalnej ideologii popierania emancypacji kobiet Sokołowska w tekstach mniej oficjalnych, gazetowych, wyczytuje powszechny lęk mężczyzn przed silą i zaradnością kobiet. Rozmiary tego lęku są nieproporcjonalnie duże w stosunku do zagrożenia. Rzeczywista sytuacja kobiet, mierzona pozycją zawodową, zarobkami i czasem pracy, jest bowiem stale gorsza w stosunku do sytuacji mężczyzn. Sokołowska wymienia wielu „przestraszonych”, a są to znane postaci życia publicznego. Rejestruje też chaos form towarzyskich - wymóg czołobitności i opiekuńczości wobec dam z trudem daje się stosować wobec kobiet zaradnych i samodzielnych. Z drugiej strony próby przejęcia przez nie inicjatywy, zwłaszcza seksualnej, są trudne dla obu stron: dla kobiet, gdyż wiedzą one, że powinny raczej wabić i skłaniać do działania niż same działać; dla mężczyzn, gdyż „prawdziwy” mężczyzna powinien mieć inicjatywę i być aktywny w relacji z kobietą. Według Sokołowskiej chaos obyczajowy bierze się stąd, że stare wzorce się przeżyły, a nowe jeszcze się nie wyartykułowały.
97