Renegocjacja kontraktu pici
Metafora „podźwignięcia się” sugeruje podobieństwo między „kobietą samotną” a „kobietą upadłą”. Kobieta samotna, nawet jeśli jest „bez moralnego szwanku”, jest w jakimś sensie również upadła. Jest kobietą, która wy-padła z ustalonej, ogólnie przyjętej konwencji. Jest niedopasowana, a więc gorsza.
Orzeszkowa z pewnością wiele zmieniła swym pisaniem o starych pannach, mimo że nie pokazuje w żadnym miejscu cienia oburzenia wobec stosunku do nich ani solidarności z nimi.
Pod koniec XIX wieku i na początku XX kobiety niezamężne z klasy średniej mogły już własną pracą zapewniać sobie samodzielnie materialne podstawy egzystencji. Nie były skazane na upokorzenia i głód, jak bohaterka „Marty” Orzeszkowej. Wywalczyły sobie możliwość pracy zarobkowej najpierw jako nauczycielki, później jako urzędniczki, właścicielki zakładów krawieckich, kosmetycznych, jako farmaceutki, lekarki, prawniczki, naukowczynie. Mimo ich postulowanego przez Orzeszkową bycia użytecznymi, „włączenia w sprawy ogółu”, ciążyła na nich nadal anatema staropanieństwa. Dopiero wtedy, gdy kobieta niezamężna przestała być finansowym obciążeniem dla swej rodziny, gdy mieszkając i utrzymując się samodzielnie osiągała nawet sukcesy w swej pracy, sankcja staropanieństwa ujawniła swą podstawową strukturę, swą „siłę rażenia”. Anatemy obyczajowej, owego wyizolowania, odrzucenia na margines i etykietki „gorszości” niczym nie można było przebłagać. Lekceważący uśmiech przenosił się ponad samodzielność, lata wzorowej pracy, sukcesy zawodowe i samodzielnie osiągniętą zamożność.
Jawnej represyjności nakazu małżeństwa dla kobiet, nakazu niczym nie uzasadnionego i nie dającego się przez nic zrównoważyć, przeciwstawiały dawne emancypantki nie tylko argumenty, lecz i moc swego dyskursu. Na sankcję staropanieństwa odpowiadały demonstracyjnym używaniem panieńskich form swych nazwisk, np. Dulębianka, Habich-tówna czy Rodziewiczówna. Szczególnie w wypadku tej ostatniej zestawienie panieńskiej formy nazwiska z krótko obciętymi włosami i kostiumem o kroju męskiego garnituru było zapewne zamierzoną prowokacją.
Inną odpowiedzią „starych panien” na skazywanie ich na izolację, samotność i śmiech było solidaryzowanie się ze sobą. Nie było to łatwe, gdyż kobiety niezamężne, zwłaszcza te bardziej wykształcone czy bardziej zamożne i przez to mające więcej powodów do tego, by mieć dobre mniemanie o sobie, miały z pewnością trudności w identyfikowaniu się z pogardzaną grupą „starych panien”. Owe próby demontażu tożsamości „starej panny,” a z drugiej strony próba stworzenia pozytywnej tożsamości kobiety samodzielnej widoczne są w tekście Heleny Witkowskiej (1937). Witkowska była nauczycielką w pierwszej w Krakowie szkole zawodowej dla dziewcząt (przy ul. Syrokomli 21), autorką podręczników do historii i działaczką ruchu kobiecego. W swej książce o twórczyni domów dla urzędniczek pocztowych postuluje tworzenie domów dla kobiet niezamężnych. Zauważa, że kobiety niezamężne, będące w trudnym położeniu, nie stanowią osobnej grupy dla ośrodków pomocy społecznej. Grupę taką stanowią matki z dzieckiem — także bezrobotni, starcy, kaleki — natomiast kobietami samotnymi, bezdzietnymi, w różnym wieku, opieka społeczna nie zajmuje się jako osobną grupą:
Zagadnienie to, ujęte szeroko, należycie pogłębione, jest zagadnieniem wielu kobiet samotnych, bezdomnych, darmo szukających podstawy i oparcia wżyciu, w walce z jego trudnościami a często i z własną niemocą. Jest ich wiele..., są wszędzie dokoła nas..., są ich całe zastępy, różne zewnętrznie, w istocie jednak związane wspólną dolą.