Renegocjacja kontraktu pici
lecz całkiem odrębne zagadnienie.” Tak ostry podział uwidacznia trudności samej autorki, która nie chce identyfikować się z grupą kobiet samotnych, choć uczuciowo bardzo jest z nią związana, co pokazują jej zaangażowane opisy sytuacji kobiet samotnych. Z drugiej strony natomiast ze współtworzonymi przez siebie wzorcem kobiety „samodzielnej” w pełni zidentyfikować się nie potrafi. Świadczą o tym krytyczne, choć ogólnikowe opisy atmosfery w kobiecym domu i pomysły na to, jak można by tę atmosferę poprawić.
Przyjaźnie kobiece, związki lesbijskie
Narcyza Żmichowska pisała w 1872 roku, że w czasach Entuzjastek, gdy krytykowano małżeństwa z przymusu, o alternatywie wobec małżeństwa nikt nie myślał. Alternatywą taką mogło być wówczas jedynie „zepsucie”, „a my przecie nie sanfedyści i nie nihiliścianie” (Żmichowska 1876, 285). By jednak krytyka małżeństwa mogła być dostatecznie głęboka i przekonująca, musiała osiągnąć jeszcze jeden wymiar. Potrzebna była pozytywna alternatywa wobec małżeństwa, możliwość pomyślenia — i realizowania — związków, które byłyby wolne od mankamentów małżeństwa. Wolny związek kobiety z mężczyzną, nie związany małżeństwem, sta-nowił taką alternatywę, przedstawioną wcześniej. Inną alternatywą byłoby małżeństwo wolne od — mężczyzny.
Małżeństwo, niezależnie od swych minusów, miało pełnić pozytywną funkcję społeczną. Stabilizowało relacje międzyludzkie, miało zapewniać poczucie bezpieczeństwa, dawać wsparcie materialne, opiekę i pomoc na wypadek choroby, przekreślać samotność i izolację.
Niektóre z tych funkcji pełniły też inne formy relacji społecznych, począwszy od tych uznanych i akceptowa-nvch, przez stale obecne, choć „nielegalne”, a skończywszy na takich, które zostały wykreowane przez dyskurs emancypacyjny.
Najbardziej oczywistą i powszechnie akceptowaną alternatywą wobec małżeństwa był dla kobiety klasztor. Dla XIX-wiecznych emancypantek była to już jednak alternatywa mało atrakcyjna, wiążąca się z ograniczeniami wynikającymi z rygorów zakonnych. W ten sposób osiągnięte poczucie bezpieczeństwa i uczestnictwa w grupie wymagałoby daniny ze swej indywidualności. Idea zakonów żeńskich była jednak zapewne jedną z inspiracji dla twórczyń domów dla kobiet pracujących, niezamężnych i bezdzietnych.
Zarówno w Monarchii Habsburskiej, jak i w pruskich Niemczech istniał dla urzędniczek państwowych zakaz zawierania małżeństw. Jeśli urzędniczka wychodziła za mąż, musiała zrezygnować z pracy. Niezamężne kobiety pracujące, ścigane z jednej strony anatemą starej panny lub kobiety upadłej, a z drugiej — skazane na izolację, samotność oraz brak opieki i pomocy na starość, tworzyły domy dla kobiet. Domy takie istniały m.in. w Berlinie, Wrocławiu, Pradze, Zurychu i Krakowie. Do dziś istnieją w trzech ostatnich miastach. Twórczyni dwóch krakowskich domów dla urzędniczek pocztowych, Władysława Habicht, w swoich wystąpieniach powtarzała, że mieszkanki tych domów mają być „wielką rodziną”, mają się poczuwać do odpowiedzialności za siebie nawzajem. Koncepcja domów służyła pielęgnowaniu więzi pomiędzy mieszkankami, a jednocześnie poszanowaniu indywidualności każdej z nich. Każda kobieta miała swój własny pokój. Wspólne były łazienki na korytarzu i wspólna jadalnia. Domami i kuchnią zarządzał samorząd mieszkanek. Oprócz wspólnych posiłków urzędniczki organizowały wspólne wycieczki, angażowały się w akcje charytatywne i w działania ruchu kobiecego. Osoby starsze i chore znajdowały opiekę u swych sąsiadek, które dzieliły
145