Rozdział VI. W ygnanie do Babdoou
m
Juz w parodii Marina imperator Wszechrosji wystąpił jako projektant i krojczy mundurów, który z lubością wymyślał sztyblety, botlorty. uzbrojenie i torby. Dotyczyło to również urzędników. Ta chęć poubierania wszystkich poddanych w jednakowy uniform wzięła się. jak można przypuszczać, z kompleksu. Różnorodne cywilne fraki, kolorowe kamizelki i okrągłe kapelusze ''■'przypominały carowi o Rewolucji Francuskiej. Cniformizacja upewniała go jj tym, że panuje nad indywidualnymi odruchami duszTfofośzenie munduru świadczyło ponadto o posłuszeństwie wobec carskiej woli.
- Przywiązanie do uniformu narzucał carowi już sam system wychowania ajśtgjpey troco, który Mickiewicz określił żartobliwym słowem Caropedyja. Bozabawy dają mu więc szabelkę. bieżyk i oddział żołnierzy, których musztruje i batoży od lat dziecinnych. Tak został wychowany i Paweł, i Konstanty, który okrutny teatr marionetek przeniósł z Gatcziny do Warszawy na plac Saski. Była to szczególnie wymyślna katorga dla starych wiarusów napoleońskich.8
Umundurowany monarcha rozpoczyna więc teraz swoją działalność reżyserską. Car Paweł — pisze Łotman — tworzył widowisko ściśle według z góry i raz na zawsze ustalonego scenariusza Był to swego rodzaju tępy wielbiciel prawideł. Piekne były przepisy i~ normy, brzydkie zaś — wszelkie od nich odstępstwa. To. co na ogół nazywa się harmonią ruchów. Paweł pojmował jako zgodność z wcześniej ustalonymi prawidłami. Taka harmonia była ważniejsza niż temat widowiska. Podobnie jak w balecie, na paradzie nikt nie powinien pytać, jak to się skończy. W przeciwieństwie do bitwy, której fabuła jak w tragedii, nie jest znana, w której rozwiązanie akcji jest ważniejsze niż najbardziej okazała widowiskowość, tu ważny jest. jak w balecie, sam ruch. Napoleon grał w tragedii pod tytułem „Człowiek w walce z losem", toteż nosił mundur przeciętnego żołnierza, który ryzykował dokładnie tyle. co jego cesarz: obaj bali się odmian losu i obaj spoglądali na koniec. Paweł nie ryzykował nic. Grał w napisanym przez siebie widowisku.9
W poemacie Mickiewicza car jest źródłem na swój sposób pięknego ruchu, który wszakże, mimo że przebiega według ustalonych norm carskiej harmonii, co i rusz wpada jednak w jakiś zamęt. Na pozór spektakl idzie bez zgrzytów. Car stoi w środku jak słońce, a dokoła niego jak planety krążą pułki. Przegląd wojska odbywa się zgodnie z zasadami tak żelaznymi jak prawa kosmosu. ft jednak rozkaz carski wytwarza nerwowy WiF~Nte da się zaprzeczyć, że wzrok mtaTnasz poeta godny królewskich sokołów „Potężne oko” posiadał nie Konrad, lecz Mickiewicz.
, gaM» Cnyc?_ 269
rozkazu cara zostały ukazane w dwóch bajecznych, rozbudowanych jioffleryckich porównaniach. W pierwszym wywołany przez wolę reżysera ruch postał przyrównany do bezładu, jaki powstaje w ogromnym kotle kuchni ołnętówej, w którym dziesięć wioseł miesza naraz kaszę wsypaną tam z czterech 1 £gk i podlaną wodą z pompy pokładowej. Kto był świadkiem, jak marynarze *mi<cają bałagan, a Mickiewicz był. kto obserwował ich wrodzoną skłonność jo dezorganizacji wszelkich czynności, iżby tak rzec nie morskich, ten wszystko -rozumie od razu. Zresztą, zawartość kotła przedstawia po prostu obraz ! nierwotnego chaosu. W drugim porównaniu ruch na placu Mickiewicz zestawił i debatą we francuskiej Izbie parlamentarnej, która jest chaosem w stanie wrzenia. Ten nieład „wre, huczy i kipi, i pryska”. W następującym potem opisie, zupełnie spokojnym i bardzo rzeczowym, też trudno się doszukać jakiegoś sensu w ruchach wojsk. ^Wszystko się gwałtownie przemieszcza, ak [uje bardzo wiadomo pn m lęst toruchżTla samego nicHu. Woisko zachowuje i się jak szczuta, ak też zastraszona sfora psów. poganianych przez ryk trąb. | lub jak jeż. który wysuwa kolce, kiedy poczuje nad sobą pysk psa. W tym momencie na Błoniach Carycy nie widzimy już parady, lecz jakieś połowame. wraz z tak charakterystyczną dla niego szamotaniną, przypływem i odpływem podnieconego rwetesu. Zmiany ruchu mają bowiem tylko jeden cel: car sprawdza, czy każdy jego kaprys został wykonany.
Opanowany szałem metamorfoz, Mickiewicz przeistacza w końcu plac Marsowy tr karaarnię.j Cafjiłk. siary" szuler, imimo że gra już się skończyła, nie może oderwa<Tstę oćTTćart i dla zabawy ciągle zbiera i rozrzuca talię. Pułki stały się narzędziem w ręku oszusta, który przed ambasadorami państw europejskich odgrywa swój kolejny wielki popis. Ak w końcu szuler znudził się i rzucił podszmełcowane karty. To raptowne zakończenie jest również wymowne, albowiem widowisko, którego bohaterem jest czysty ruch. może właściwie trwać bez końca.
Zziajane i oblane potem pułki zeszły z placu. Na opustoszałych Błoniach Carycy zostało dwadzieścia trunów ludzi ffifaa.taaaa.jirh przez konie, zabitych kolbą za zmylenie rytmu, przejechanych kołami armat i zamarzłych na śmierć. Na białym śniegu czerwienią się wyprute z brzucha wnętrzności.
Ta trupiarnia, która wygląda na alegorię babilońskiego systemu rządzenia, została opisana w bardzo oschły i rzeczowy sposób. Dotvchcza każdy niemal okaz miał swoje porównanie, czasem nawet kilka, i to jedno po drugim. Niekiedy Mickiewicz, ciągle jakby niezadowolony z opisu zjawisk, starał się je