Kowal Prawdziwa historia (54)

Żaden trener na świecie nie zmusi piłkarzy do trenowania w czasie urlopów. Panie, daj pan nam spokój i organizuj czas wolny komuś innemu. My mieliśmy urlopy. Stanęło więc na tym, że w Brazylii byliśmy chyba z dziewięć dni, a w tym czasie przeprowadziliśmy dwa treningi, no i rozegraliśmy spotkanie. Jeśli już rozmawialiśmy o meczu, to z naszymi bramkarzami: - Jak tam forma, bramkarzyki? Coś chyba szóstka to będzie lekko licząc! Kto wie, może rekordzik?
Jak tu myśleć inaczej, skoro po tamtej stronie konkretne grajki, a u nas jedno wielkie "jesteśmy na wczasach, w tych góralskich lasach"? Pogodzeni z faktem, że musimy zainkasować kilka brameczek, wykorzystywaliśmy wakacje, na które uczciwie zapracowaliśmy. Policja z góry nas uprzedziła: - Nie wychodźcie z hotelu, bo dla obrączki ktoś wam może rękę uciąć. W związku z tym pozostały hotelowe atrakcje. Całe szczęście, że w hotelu był basen. Ale ile można pływać? Niektórzy chodzili i przeklinali, prosili działaczy: - A nie da się wrócić do Polski wcześniej?
Nikomu nie uśmiechały się wczasy z serii "Podróże z PZPN kształcą", bo przecież czekały na nas rodziny. Nic to. Trzeba posiedzieć, to posiedzimy. Wlewaliśmy w siebie alkohol przez kilka dobrych dni! Bezustannie. Jedna, wielka, nieprzerwana impreza. Nawet nie wiedzieliśmy, jak nazywać kolejne dni. Było więc "przygotowanie do przygotowania rozpoczęcia zgrupowania", "przygotowanie do rozpoczęcia zgrupowania", "rozpoczęcie zgrupowania", "przygotowanie do przygotowania do zakończenia zgrupowania" itd. A co dzień, to okazja! Gdy niektórych chwyciła fantazja, to zrobiło się naprawdę wesoło. Jednego dnia Andrzej Juskowiak z Tomkiem Wałdochem nawet wynajęli sobie jacht, żeby pobawić się w wielkim stylu. Ja powiedziałem, że w to nie wchodzę, bo na bank zwymiotuję. Zostałem z Piotrkiem Świerczewskim na plaży. Zaczęliśmy sączyć jakieś ekskluzywne drinki z ananasowych skorup i tak nas trzepnęło, że zanim się zorientowaliśmy... skończyła się plaża. Gdy zaczynaliśmy tę fazę przyjmowania trunków, mieliśmy do morza dobre pięćdziesiąt metrów. Musiało nam się dobrze rozmawiać, bo zabrał nas przypływ!
Widząc, co się dzieje, trener Apostel oświadczył: - Panowie, zdaję sobie ze wszystkiego sprawę. Mam tylko jedną prośbę. Tego i tego dnia wyjeżdżamy z hotelu na lotnisko. Chciałbym, aby wszyscy byli obecni.

Odprawa przedmeczowa w podobnym tonie. Apostel wiedział, że ma do czyniania z zespołem pieśni i tańca, a nie piłkarskim. - Przyjechaliśmy tu, żeby się nie skompromitować - stwierdził. Miał rację. Sam sądziłem, że jak nas złapią, wyczują frajerów, to będę błogosławił dzień, w którym zostałem napastnikiem, a nie obrońcą lub co gorsza bramkarzem. Nikt nie obstawiał niskiego wyniku. W naszych przewidywaniach było tylko "od piątki w górę". I co się okazało? Mogliśmy wygrać!
W pierwszej minucie zostałem tak ścięty w polu karnym, że myślałem, iż mi nogi urwie. Takie faule powinni nagrywać dla sędziów i pokazywać - "Oto jest wyznacznik faulu, za który trzeba dyktować jedenastkę". Oczywiście miejscowy sędzia, Brazylijczyk, nie miał o tym pojęcia. Skończyło się wynikiem 2:1 dla Brazylii, co mogło świadczyć o tym, iż oni też mieli podobne zgrupowanie. Niemniej trzeba przyznać, że spotkanie nam wyszło. Brazylijskie gazety zachwycały się "Wieszczem", pół ligi chciało go brać za każde pieniądze. Cóż on tam z nimi wyprawiał! Na boisku krawaty wiązał, kręcił jak baranami, siatki zakładał. Padali przed nim, nie wiedząc o co chodzi. Istny cyrk! Później Andrzej Juskowiak, który akurat strzelił kolejnego swojego gola, tłumaczył nam z gazet teksty o genialnym Tomku W. Kto wie, jak to spotkanie by się skończyło, gdyby nie mania Maćka Szczęsnego, aby stawiać obrońcę tylko przy jednym słupku. Jeden do słupka! Gol... Co było później - wiadomo. Jeden do słupka! Gol... Obie bramki takie same!
Trener Apostel z powodu wyniku był wniebowzięty. My też, ale szybko przeszliśmy nad tym do porządku dziennego i wróciliśmy do zajęć w podgrupach. Roman Kosecki jako jedyny coś nie mógł zapomnieć o meczu i ciągle przykładał sobie lód do lekko rozbitej nogi.

- Idę, położę się z tym lodem.
- Siedź, co będziesz chodził?
- Poleżę i wrócę.

Lekko się przeliczył, bo był już na tyle zmęczony, iż z tym lodem usnął. Obudził się po dobrych dwóch godzinach z odmrożeniem! - Jak ja się w klubie pokażę?! Co im powiem, że się upiłem i usnąłem z lodem przy nodze?! - marudził. I ciągle powtarzał, jak go boli. - Czemu mnie nie obudziliście?! Wiedzieliście, że tak będzie! - narzekał. Jeszcze czego, żebym chodził i sprawdzał, czy Roman sobie nie robi epoki lodowcowej w pokoju.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Kowal Prawdziwa historia (11)
Kowal Prawdziwa historia (40)
Kowal Prawdziwa historia (93)
Kowal Prawdziwa historia (43)
Kowal Prawdziwa historia (31)
Kowal Prawdziwa historia (68)
Kowal Prawdziwa historia (60)
Kowal Prawdziwa historia (90)
Kowal Prawdziwa historia (32)
Kowal Prawdziwa historia (73)
Kowal Prawdziwa historia (78)
Kowal Prawdziwa historia (84)
Kowal Prawdziwa historia (94)
Kowal Prawdziwa historia (39)
Kowal Prawdziwa historia (37)
Kowal Prawdziwa historia (64)
Kowal Prawdziwa historia (82)
Kowal Prawdziwa historia (13)
Kowal Prawdziwa historia (72)

więcej podobnych podstron