ROZDZIAŁ 30
Słabości, twe imię - kobieta!
Hanna kończyła właśnie trzecią rundę po domu Hastings'ów w poszukiwaniu Lucasa. Dwa razy przeszła obok jazzowego zespołu, pijaczków przy barze i bufonowatego tłumku cmokającego nad bezcennymi dziełami sztuki wiszącymi na ścianach. Widziała, jak Melissa Hastings wymyka się na piętro rozmawiając przez komórkę. Gdy weszła do gabinetu ojca Spencer przerwała chyba kłótnię między panem Hastings'em i dyrektorem Appletone'm. Ale nigdzie nie było śladu po Lucasie.
W końcu powędrowała do kuchni, dusznej od pary i zapachu krewetek, kaczki i grubych warstw lukru. Obsługa pracowicie rozpakowywała z pokrytych folią toreb przystawki i mini-desery. Hanna niemal spodziewała się, że zobaczy tu Lucasa, jak im pomaga, współczując z powodu przepracowania - to byłoby w jego stylu. Ale nigdzie go nie było.
Spróbowała znowu się do niego dodzwonić, ale od razy włączyła się poczta głosowa.
- To ja. - powiedziała Hanna szybko po sygnale. - Miałam ważny powód, żeby zrobić to, co zrobiłam. Proszę, pozwól mi wytłumaczyć.
Nacisnęła przycisk kończący rozmowę i ekran telefonu pociemniał. Dlaczego po prostu nie powiedziała Lucasowi o wiadomościach od „A” kiedy miała okazję? Ale wiedziała, dlaczego tego nie zrobiła: była pewna, że nie są realne. A kiedy zaczęła myśleć, że są, zaczęła się martwić, że jeśli komuś coś powie, to może zdarzyć się coś strasznego.
No i trzymała buzię na kłódkę. Ale wyglądało na to, że i tak działy się straszne rzeczy.
Hanna sięgnęła do drzwi pokoju telewizyjnego i wetknęła do środka głowę, ale pomieszczenie było rozczarowująco puste. Czerwony koc w afgańskim stylu, który zazwyczaj leżał schludnie złożony na oparciu kanapy, był przerzucony przez poduszki, a na stoliku deserowym stało kilka koktajlowych kieliszków i zmięte serwetki. Poza tym dziwaczna druciana Wieża Eiffel'a balansowała na komodzie, tak wysoka, że prawie drapała czubkiem w sufit. Wciąż było o nią oparte stare zdjęcie Ali z szóstej klasy.
Hanna przyjrzała mu się z rezerwą. Ali trzymała w dłoni ulotkę Kapsuły Czasu, usta miała rozchylone w uśmiechu. Za nią stał Noel Kahn, także roześmiany. W tle majaczyła niewyraźna postać, bardzo nieostra. Hanna pochyliła się do przodu, nagle zaciążyło jej w żołądku, jakby był obciążony ołowiem. To była Mona. Przechylała się nad kierownicą swojego różowego skutera Razor, spojrzenie utkwiła w plecach Ali. To było jak zobaczenie ducha.
Hanna zatonęła w kanapie wpatrując się w niewyraźną sylwetkę Mony. Chciała wrzeszczeć: Dlaczego mi to zrobiłaś? Nie miała szansy zapytać o to Mony - zanim zdała sobie sprawę, że Mona to „A”, tamta już była w drodze do Kamieniołomu Topielca ze Spencer. Hanna chciała zapytać Monę o tyle rzeczy, rzeczy, które teraz pozostaną bez odpowiedzi. Jak mogłaś mnie cały ten czas potajemnie mnie nienawidzić? Czy cokolwiek z tego, co robiłyśmy, było prawdziwe? Czy kiedykolwiek byłyśmy prawdziwymi przyjaciółkami? Jak mogłam się tak pomylić w twojej ocenie?
Znowu skupiła wzrok na szeroko otwartych ustach Ali. Gdy zaprzyjaźniła się z Moną w ósmej klasie, Hanna naśmiewała się z Ali i pozostałych, żeby pokazać Monie, że wcale nie były takie wspaniałe. Opowiedziała jej, jak pojawiła się na podwórku Ali w niedzielę po ogłoszeniu Kapsuły Czasu, zdecydowana ukraść należący do Ali fragment flagi.
- Spencer, Emily i Aria też tam były. - Hanna przypomniała sobie, że mówiąc to przewróciła oczami. - To było takie dziwaczne. A co dziwniejsze, Ali wypadła przez tylne drzwi, z przeciwnej strony podwórka. Powiedziała: Spóźniłyście się, dziewczyny. - Hanna nawet piskliwie naśladowała głos Ali, ignorując ukłucie wstydu. - A potem powiedziała, że jakiś dupek ukradł już jej fragment, chociaż już go udekorowała, i w ogóle.
- Kto go zabrał? - zapytała Mona chłonąc każde słowo Hanny.
Hanna wzruszyła ramionami.
- Pewnie jakiś świr, który budował kapliczkę Ali w swojej sypialni. Założę się, że właśnie dlatego nigdy nie oddał tego kawałka do zakopania z resztą Kapsuły Czasu - pewnie nadal z nim sypia. Możliwe, że codziennie wciska go do majtek.
- Błeee. - pisnęła otrząsając się Mona.
Ta rozmowa z Moną odbyła się na początku ósmej klasy, zaraz po rozpoczęciu kolejnej tury Kapsuły Czasu. Trzy dni później Hanna i Mona wspólnymi siłami znalazły fragment flagi Kapsuły Czasu wepchnięty do tomu encyklopedii z hasłami na W w miejskiej bibliotece. To było jak znalezienie złotego biletu w filmie „Charlie i Fabryka Czekolady” - zapowiedź, że ich życie się zmieni. Razem ozdobiły flagę pisząc na tkaninie wielkimi grubymi literami „Mona and Hanna 4-EVAH”. Teraz ich imiona były pogrzebane, jak metaforyczna farsa ich przyjaźni.
Hanna zwinęła się na kanapie, łzy zaszczypały ją w oczy. Gdyby tylko mogła pobiec na boisko za Rosewood Day, wykopać kapsułę z tamtego roku i spalić ten kawałek. Gdyby mogła też spalić każde inne wspomnienie ich przyjaźni.
Światło reflektorków znad głowy Hanny odbijało się od zdjęcia. Gdy znowu spojrzała na zdjęcie zmarszczyła brwi. Oczy Ali przybrały kształt migdałów, a jej policzki zrobiły się strasznie puszyste. Znienacka dziewczyna na zdjęciu zaczęła wyglądać jak podróbka Ali, jak Ali odwrócona trochę na lewą stronę. Ale gdy Hanna mrugnęła, to znowu Ali na nią patrzyła. Hanna przesunęła dłońmi po twarzy, miała wrażenie, że pod jej skórą kłębią się robaki.
- Tutaj jesteś.
Hanna krzyknęła i odwróciła się. Przez drzwi przeszedł jej ojciec. Nie miał na sobie garnituru, jak reszta obecnych mężczyzn, tylko spodnie khaki i granatowy sweter.
- Och. - sapnęła. - N-nie wiedziałam, że przyjdziesz.
- Nie planowałem. - odparł. - Wstąpiłem tylko na chwilę.
Za nim, w cieniu, stała inna postać. Miała na sobie białą suknię bez ramiączek, nowiutką bransoletkę Svarovski'ego i satynowe buciki Prady z odkrytymi palcami. Gdy stanęła w świetle z Hanny opadł zapał. Kate.
Hanna mocno przygryzła wnętrze policzka. Kate oczywiście pobiegła do Przybranego Tatusia i wszystko mu powiedziała. Mogła się tego spodziewać.
Oczy pana Marina płonęły wściekłością.
- Czy to prawda, że powiedziałaś swoim przyjaciołom, że Kate ma… opryszczkę? - ostatnie słowo wymamrotał.
- Powiedziałam, ale… - Hanna skuliła się.
- Co, do cholery, jest z tobą nie tak? - zapytał z pretensją pan Marin.
- Ona zaraz zrobiłaby mi to samo! - zaprotestowała Hanna.
- Nieprawda! - pisnęła z pasją Kate. Jej francuski kok odrobinę się rozplątał i kilka kosmyków włosów opadło na jej ramię.
Hanna rozdziawiła usta.
- Słyszałam, jak w piątek rozmawiałaś przez telefon! „Już prawie czas. Uda się. Nie mogę się doczekać.”. A potem… chichotałaś! Wiem, o czym mówiłaś, więc nawet nie udawaj doskonałego niewiniątka.
Z gardła Kate wydobył się bezradny pisk.
- Nie mam pojęcia, o czym ona mówi, Tom.
Hanna wstała i zwróciła się twarzą do ojca.
- Ona chce mnie zniszczyć. Tak jak Mona. Współpracowały ze sobą.
- Pogięło cię? O czym ty mówisz? - zdesperowana Kate wyrzuciła ręce do góry.
Pan Marin wzniósł krzaczaste brwi. Hanna skrzyżowała ramiona na piersi, rzucając jeszcze jedno spojrzenie na zdjęcie Ali. Wyglądała jakby patrzyła ze złośliwym uśmieszkiem prosto na nią i przewracała oczami. Hanna miała ochotę odwrócić je do góry nogami - albo, jeszcze lepiej, podrzeć na kawałeczki.
Kate głęboko sapnęła.
- Chwileczkę. Hanna, wczoraj, kiedy mnie słyszałaś, czy byłam w swoim pokoju? Między tym, co mówiłam, były dłuższe przerwy?
- No pewnie. Tak się dzieje, jak się rozmawia przez telefon. - Hanna pociągnęła nosem.
- Nie rozmawiałam przez telefon. - powiedziała chłodno Kate. - Ćwiczyłam rolę do szkolnej sztuki. Dostałam rolę - gdybyś ze mną porozmawiała, to bym ci o tym powiedziała! - oszołomiona potrząsnęła głową. - Czekałam na twój powrót, żebyśmy mogły spędzić razem trochę czasu. Po co miałabym przeciwko tobie spiskować? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami!
Na końcu długiego korytarza jazzowy zespół skończył grać i rozległy się brawa. Dobiegający z kuchni silny zapach pleśniowego sera sprawił, że Hannie przewróciło się w żołądku. Kate ćwiczyła rolę?
Hanna nigdy wcześniej nie widziała u ojca tak pociemniałych ze złości oczu.
- Wyjaśnijmy coś sobie, Hanna. Zniszczyłaś reputację Kate, bo coś usłyszałaś przez drzwi. Nie raczyłaś nawet zapytać Kate, o czym mówiła, tylko po prostu opowiedziałaś wszystkim bezczelne łgarstwo.
- Myślałam… - zająknęła się Hanna, ale straciła wątek. Czy naprawdę właśnie to zrobiła?
- Tym razem posunęłaś się za daleko. - pan Marin ze smutkiem potrząsnął głową. - Usiłowałem być wobec ciebie pobłażliwy, zwłaszcza po wszystkim, co wydarzyło się jesienią. Usiłowałem wątpliwości rozstrzygać na twoją korzyść. Ale to nie ujdzie ci na sucho, Hanna. Nie wiem, jak wyglądało mieszkanie z twoją matką, ale w moim domu nie pozwalam na takie zachowanie. Masz szlaban.
Z miejsca, w którym stała, Hanna widziała każdą nową zmarszczkę przy oczach ojca i wszystkie nowe siwe kosmyki. Przed swoim odejściem ojciec ani razu jej nie ukarał. Zawsze, kiedy narozrabiała, po prostu z nią rozmawiał, dopóki nie zrozumiała, dlaczego postąpiła źle. Wyglądało na to, że te dni się skończyły.
W jej gardle uformowała się gigantyczna gula. Chciała zapytać ojca, czy pamięta ich rozmowy. Albo jak świetnie kiedyś się razem bawili. Chciała też zapytać, czemu przed laty, w Annapolis, nazwał ją świnką. To wcale nie było zabawne - ojciec musiał o tym wiedzieć. Ale może to go nie obchodziło. Póki Kate dobrze się bawiła, był zadowolony. Brał stronę Kate, odkąd ona i Isabel pojawiły się w jego życiu.
- Od tej chwili spotykać się będziesz tylko i wyłącznie z Kate. - mówił pan Marin wygładzając swój sweter. Zaczął wyliczać na palcach. - Żadnych chłopców. Żadnych wizyt przyjaciół. Zero Lucasa.
- Co? - Hanna rozdziawiła usta.
Pan Marin spojrzał na nią ostrzegawczo.
- Żadnego przesiadywania z innymi osobami podczas obiadu. - ciągnął. - Żadnego wałęsania się z innymi dziewczynami ani przed, ani po szkole. Gdybyś chciała pójść do centrum handlowego, Kate musi iść z tobą. Jeśli chcesz iść na siłownię, Kate musi iść z tobą. Albo zacznę ci odbierać inne rzeczy. Najpierw samochód. Potem torebki i ubrania. Dopóki nie zrozumiesz, że nie możesz tak nikogo traktować.
Kate poczuła łaskotanie w podniebieniu. Była niemal pewna, że zaraz zemdleje.
- Nie możesz tego zrobić! - wyszeptała.
- Mogę. - pan Marin zmrużył oczy. - I zrobię. A wiesz skąd się dowiem, że łamiesz zasady? - zamilkł i spojrzał na Kate, która potaknęła. Pewnie wcześniej to przedyskutowali. Pewnie Kate to zasugerowała.
Hanna, oszołomiona, chwyciła kurczowo podłokietnik kanapy. W tej chwili pewnie wszyscy w szkole brzydzili się Kate - z powodu tego, co Hanna powiedziała. Gdyby pojawiła się w szkole jako jedyna przyjaciółka Kate, wyłącznie Kate, zaczną… gadać. Mogą nawet pomyśleć, że Hanna też ma opryszczkę! Już sobie wyobrażała te przezwiska: Jędze Valtrex. Opuchnięte Siostry.
- Och, mój Boże. - wyszeptała.
- Twoja kara zaczyna się od jutra. - powiedział pan Marin. - Przez resztę dzisiejszego wieczoru możesz poinformować swoich przyjaciół, że nie będziesz się już z nimi spotykać. Oczekuję, że za godzinę pojawisz się w domu. - i nie mówiąc nic więcej odwrócił się i wymaszerował z pokoju, Kate ruszyła za nim.
Zamroczona Hanna zatoczyła się w lewo. To nie miało sensu. Jak mogła aż tak się pomylić, co do tego, co usłyszała pod drzwiami Kate? To, co ona mówiła brzmiało tak złowieszczo. Tak jasno! I ten szkaradny chichot Kate… Ciężko było uwierzyć, że tylko ćwiczyła przed nudnym szkolnym przedstawieniem „Hamleta”.
„Hamlet”. W umyśle Hanny zapłonęło światełko.
- Zaczekaj. - zawołała.
Kate odwróciła się gwałtownie prawie wpadając na bogato zdobioną lampę Tiffany'ego na stoliku przy drzwiach. W oczekiwaniu wzniosła brwi.
Hanna powoli zwilżyła wargi.
- Hm, tak w ogóle, to jaką rolę grasz w „Hamlecie”?
- Ofelię. - Kate wyniośle pociągnęła nosem, uznając zapewne, że Hanna nie wie, kim jest Ofelia.
Ale ona wiedziała. Przeczytała „Hamleta” w trakcie zimowej przerwy, głównie po to, żeby zrozumieć, o co chodzi w tych wszystkich żarcikach o Hamlecie i jego matce, którymi wszyscy przerzucali się na angielskim. We wszystkich pięciu aktach delikatna, żałosna, zdziecinniała Ofelia nie mówiła nic, co choćby blado by przypominało słowa: Już prawie czas, nie mogę się doczekać. Ofelia też nie chichotała. Tłumaczenie Kate, że ćwiczyła rolę było bzdurą, ale ojciec połknął przynętę razem z haczykiem, linką i ciężarkiem.
Hanna rozdziawiła usta. Kate skwitowała jej spojrzenie chłodnym, pewnym siebie wzruszeniem ramion. Nawet jeśli zdała sobie sprawę, że została przyłapana na kłamstwie, wyglądało na to, że to jej nie obeszło. Ostatecznie, Hanna została już ukarana.
Zanim Hanna zdołała jeszcze coś powiedzieć, Kate uśmiechnęła się i ruszyła znowu do drzwi.
- Och, Hanna? - objęła palcami klamkę rzucając Hannie wstydliwe mrugnięcie. - To nie opryszczka. Tak sobie pomyślałam, że powinnaś o tym wiedzieć.
Tzn. Mona i Hanna na zawsze
Pretty Little Liars - Wicked Nikczemność
6