JAK WYCHOWAĆ CEZARA
jednak miał wyobrażenie o bezkresie Rosji, w której miał panować. Był rad, że ojciec jest w pełni sił i że jeśli przyjdzie mu panować, nastąpi to nieprędko.
Dziesiątego grudnia 1837 roku dojeżdżał do Petersburga. Niedługo jednak przeżywał radość spotkania. W tydzień później wybuchł pożar, który zniszczył ich dom - Pałac Zimowy. Na początku zimy Mikołaj kazał zbudować kominek w jednej z pałacowych komnat. Architekt poważył się powiedzieć mu, że może to być niebezpieczne. Mikołaj jednak obrzucił go tylko spojrzeniem... Architekt skwapliwie wykonał polecenie. Wkrótce komin wypełnił się dymem, a służba pośpiesznie zatkała go mokrą szmatą posmarowaną gliną. I pałac się zapalił! Para cesarska była w teatrze, gdzie wystawiano balet Bunt w Seraju. Mikołajowi nie udało się jednak przyjrzeć do końca, jak baletnice władają szablą.
W trakcie przedstawienia carowi doniesiono, że pałac płonie. Cesarskie sanie jednak odjechały i Mikołaj pomknął do pałacu trojką swego adiutanta. Cesarzowa odjechała karetą w ślad za nim.
Młodsze dzieci natychmiast przewieziono do Pałacu Aniczkowskiego.
Nieszczęścia jednak chodzą stadami. Gdy car podjechał do płonącego Pałacu Zimowego, powiedziano mu, że pali się port galer. Wysłał tam ce-sarzewicza. Aleksander, uszczęśliwiony rzadkim dowodem ojcowskiego zaufania, pomknął do portu w cesarskich saniach. Po drodze szaleńczo rozpędzone sanie przewróciły się. Zostawił przy nich adiutanta i dojechał do portu na jego koniu. W porcie gasili pożar gwardziści Pułku Fińskiego, nad którym objął dowództwo. Ogień zgaszono dopiero nad ranem.
Ojciec i matka jednocześnie walczyli z ogniem w Pałacu Zimowym. Gwałtowny wiatr wzmagał pożar. „Wydawało się, że w środku Petersburga zieje płomieniem wulkan" (Żukowski). Cesarzowa pozostała w pałacu do ostatniej chwili. Pomagała zbierać i pakować rzeczy. Ogień zbliżał się już do jej pokojów, kiedy Mikołaj przysłał adiutanta, przez którego nakazał „Uciekajcie! Za chwilę będzie tu ogień".
Cesarzowa i jej ulubiona dama dworu, Cecylia Frederiks, szybko szły obok rotundy, gdy nagle jej drzwi otworzyły się z hukiem. Z ogłuszającym łoskotem olbrzymi żyrandol wyrzucony został siłą ognia i wiatru.
W rotundzie buzował już ogień. Cesarzowa i dama dworu, ścigane przez płomienie, pobiegły ku Bramie Sałtykowskiej, gdzie czekała na nie kareta.
Gwardziści tymczasem ratowali rzeczy. Byli to wychowani przez Mikołaja nowi gwardziści, których jedynym marzeniem było przypodobanie się carowi. Jedni wynosili sztandary z Sali Feldmarszałkowskiej, inni ratowali cesarskie regalia i kosztowności, znajdujące się w słynnej Komnacie Brylantowej, jeszcze inni wynosili rzeczy cesarskiej rodziny.
83