i. MOSZYŃSKI: KULTURA LUDÓW/
przebycia niezliczonych przeszkód, może nawet — śmierci!“ — Gdy zaś ów myśliciel przepowiada pogrom wszyslkich wrogów ludzkości, śmierci nie wyjmując, inny o tej samej niemal godzinie rozsadza najbardziej podstawowe ludzkie pojęcia o wszechświecie i buduje nowy jego obraz.
Krok zaś w krok za każdym najmniejszym wzlotem myśli postępuje wyostrzony do ostatnich granic, wysubtelniony i wyrafinowany krytycyzm. Każda nowa myśl niechybnie widzi się osaczoną przez koło nieufnych, badawczych, do głębi sondujących żądeł. Każda niemal wartościowsza dawna myśl nawet jest co pewien czas podejmowana i poddawana skrzętnemu surowemu badaniu. Nikt zaś w tym stopniu jak etnolog nie oceni przeogromnej w istocie wartości rozwiniętego współczesnego krytycyzmu dla postępu kultury. Nikt bowiem, tak jak on, nie będzie mógł stwierdzić, jakiem przytłaczającem brzemieniem była przez długie tysiącolecia naiwna łatwowierność.
Przedewszystkiem jednak bezsprzecznie nikt lepiej od etnologa nie oceni całego ogromu tej zmiany, jakiej w ciągu ostatnich stuleci podpadła ludzkość. Mając przed oczyma długie, nieskończenie wlokące się dziesiątki tysięcy lat ludzkiego mozołu, który się pierwocinami kultury nazywa, i mimowoli ustawicznie rzucając na owo tło obraz zawrotnie szybkiego dzisiejszego rozwoju, etnolog — o ile nie-tylko rozumie, ale prawdziwie głęboko odczuwa swój przedmiot — każdego dnia, każdej nieledwie godziny trwa doprawdy w nieprzemijającym podziwie.
Z drugiej jednak strony — nie od rzeczy będzie tu przypomnieć fakt dobrze znany — etnologja i t. zw. psychologja etniczna, pozostając w żywym kontakcie z ogólną psychologią i nauką o człowieku fizycznym, potwierdzają przecież niezbicie, że ludzkość pomimo wszystko nie jest zamkniętym w sobie, odciętym od reszty świata tworem. Przeciwnie, łączą ją z tym światem zarówno więzy ciała jak i psychiki. Poniekąd możnaby ją porównać do silnego nurtu, co raz wszczęty w głębi morza, miotanego chaosem zwalczających się wzajem ruchów i prądów, potężnieje w miarę swego biegu, wchłania, ujarzmia i porywa ze sobą wszystką masę wód, z jaką się tylko bliżej zetknie, pędząc ją w jednym, niezłomnym, własny m kierunku. Czemże jest jednak ten nurt, juk nie wodą morza, czemże jest jego kierunek, jak nie jednym z miljona kierunków morskich wód? I właśnie jak ów nurt krewni się z całem morzem, tak ludzkość w najgłębszej swej istocie krewni się z całym światem. A w tem leży również jej siła.
Gdy w stanie ekstazy, czy pod działaniem jakowejś silnej a swoistej podniety, człowiek doznaje nieprzepartego uczucia bezpośredniej jedności z wszechświatem i równocześnie napełnia go bezgraniczne szczęście oraz ufność, niektórzy psychologowie tłumaczą to wtargnięciem do jego świadomości najgłębszych, normalnie ukrytych pod nowszemi pokładami, warstw ludzkiej duszy, dziedziczących z prawieku intymne zetknięcie z resztą wszechświata. Dzieje się więc w podobnych wypadkach, jakgdyby pod szczególnie silnym porywem wichru przerwała się na mgnienie osłona z cfimur czy mgieł, a zabłąkany w niej oddawna wędrowiec ujrzał się nagle znowuż pośród swej pierwszej potężnej i tak mu bliskiej ojczyzny.
2. Wydając pierwszą część tej pracy, podkreśliłem najważniejszy cel nauk etnologicznych. Obecnie, zanim przejdę do zapoznawania czytelnika z prymitywną kulturą duchową, będzie całkiem na miejscu wskazać — w najściślejszym związku z tem, o czem była mowa przed chwilą jeszcze jeden szczególny a wielki ich pożytek.
Otóż — pomimo może pozorów przeciwnych — żadna nauka nie jest w stanie zrównać się z wiedzą etnologiczną, gdy chodzi o prawdziwe otwarcie współczesnemu człowiekowi oczu na jego potęgę; żadna też inna nie może tak jasno i niezbicie stwierdzić, na czem się owa potęga gruntuje; żadna wreszcie nie jest w stanie tak do głębi przekonać, że wszystko, czem się różni współczesna cywilizacja od najpierwszych dziecięcych kroków najprymitywniejszej kultury, wegetującej dziś jeszcze tu i owdzie w dzikich egzotycznych puszczach a zaledwie tlejącej ostatniemi przebłyskami w zapadłych wsiach Europy, cywilizowana ludzkość zawdzięcza tylko i wyłącznie sobie. To też dla tych, którzy sprawę ludzkości stawiają ponad własną, wobec których sens świata nie kończy się na ich własnem istnieniu, a egoistyczny strach własnej śmierci nie zabija w nich zachwytu, doznawanego przez branie udziału w tem olbrzymiem, niepohamowanie rosnącem zjawisku, jakie nazywamy życiem ludzkości, znikąd nie tryska tak nieprzebrane, dobra i zła świadome źródło najgłębszego optymizmu, jak właśnie z wiedzy etnologicznej.
I doprawdy jeśliby studja etnologiczne dawały tylko to jedno, tylko ów głęboki zdrowy optymizm, niewątpliwie zasługiwałyby na jaknajwiększe rozpowszechnienie. Ale one dają, jak już wiemy (ob. cz. I, § 1), znacznie jeszcze więcej.