288 ł. Moszyński: kultura ludowa słowian
dziom przez demony (§ 140). W rezultacie mamy u Słowian nazwy chorób, jak „strzały", „ustrzał", „postrzał", i przesądy, iż choroby te są spowodowane bądź przez demon}' (tak na Bałkanach), bądź też przez czary (u Słowian północnych). TJ Bułgarów iistrel znaczy tyle co 'róża; apopleksja; ból kłujący etc.’ (ale również 'czart, zły duch; wampir’), stroiki 'ból jak od dźgania nożem’; przypisuje się te choroby m. i, demonowi, co został nasłany skutkiem czarów, albo też „złym wiatrom" (rozdz. 11.). Serbowie znają ustrijeł 'rodzaj reumatyzmu’; wyrażenie zaś ustrijelilo ga znaczy u nich tyle, co 'apopleksja go tknęła’. U Czechów słyszymy o chorobach stMl, stHIeni (m. i. 'bóle reumatyczne’); u Polaków postrzał jest to 'silny ból wewnętrzny niewiadomego powodu; boje reumatyczne etc.’; u Wielkorusów postreł, prostreł 'paraliż; apopleksja; ból w krzyżach’, streły 'zapalenie płuc’ (ob. wyżej). Wszystkie te nazwy mają dokładny a znany nam już odpowiednik u Niemców, gdzie Hexen-schuss (dosł. 'postrzał czarownicy*) albo Schuss (dosł. 'strzał, postrzał’) jest to 'reumatyczny a. nagły ból w krzyżu, paraliż i inne choroby u ludzi oraz zwierząt domowych’ (porówn. § 140).
224. Jeżeli praktyka transmisyjna jest wymierzona przeciw ob-jektom, których miejsce znajdowania się w danej chwili nie jest wiadome, tedy siłą rzeczy kierunek, w jakim przedmiot, co ma je dosięgnąć, zostanie wysłany, staje się obojętny. W tym związku wymienię zwyczaj białoruski, zachowywany w Witebszczyźnie przy pierwszym wypędzie bydła w pole. Pastusi obchodzą wówczas stado trzykrotnie dokoła i zatrzymują się, a główny pasterz \ spoglądając na bydło, mówi: „Spasi, Hospy^i, nasa stada i uśakuju staM-ńinku ot uśakyha hada bahueyho i ot złeta lichoho!". („Zbaw, Boże, nasze stado i każde bydlątko od wszelkiego gada biegającego i od zwierza złego!"); poczem wszyscy odwracają się od bydła i, patrząc w otwarte pola, wykrzykują w ten sposób, jakby odstraszali wilki, a jeden z pastuszków głośno trzaska z bicza (porówn. § 209); wtedy starszy pasterz woła: „SoT żnu v vo6i“ („Sól ciskam w oczy" sc. dzikim zwierzom, wilkom), i oto następuje zajmujący tu dla nas moment: w tej samej chwili, gdy rozlega się wołanie pasterza, jeden z jego pomocników rzuca garścią przed siebie w otwarte pole sól1 2. Następuje nowy okrzyk pasterza: „Hyłyyfta3 żnu u zuby!" („Głownię ciskam w zęby"), i inny pastuszek rzuca płonącą głownię w tęż stronę, gdzie przed chwilą sól miotano. — Czy do pokrewnych praktyk wolnoby było zaliczyć także rozrzucanie głowni w mrok, otaczający świętojańskie ognisko — o ile naturalnie wyraźnie ma na celu, jak to widzimy na pewnych obszarach Rusi, spalanie czarownic lub wypalanie im oczu — tego rozstrzygnąć niepodobna. Teoretycznie biorąc, można tu suponować zarówno najzwyklejszy zabieg submagiezny (jeśli mianowicie lud wyobraża sobie, że zlatujące się do ogniska niewidzialne wiedźmy krążą w powietrzu i można w nie godzić rozrzucanemi żagwiami), jak i transmisyjny (jeżeli uczestnicy obrzędu posyłają swe pociski w jakieś czarownice, przebywające w danej chwili w ich wsi czy nawet we wsiach sąsiednich lub dalszych).
Z przesądami, na których gruntują się praktyki transmisyjne, spokrewnione jest m. i. wierzenie, głoszące, iż czarownicy mogą na żądanie danej osoby sprowadzić do niej powietrzem osobę inną; w szczególności dotyczy to sprowadzania młodzieńców do zakochanych w nich dziewcząt wiejskich. W Małopolsce, a zwłaszcza na Białorusi, sporo się mówi o tego rodzaju praktykach, i niejeden z chłopstwa na własne jakoby oczy widywał ludzkie postacie, lecące na skutek czarów przez powietrze.
225. Przechbdzimy do praktyk magicznych właściwych, nazywa, nych sympatetycznemi. Pierwsza ich grupa, czyli praktyki sympatetyczne podrzędne, polega, jak już wiemy, na fikcyj-nem oddziaływaniu na objekt dany przez faktyczne oddziaływanie na pierwszy lepszy inny przedmiot; rozstrzyga wyłącznie sama akcja, jakość przedmiotu to szczegół zupełnie obojętny (ob. str. 268). Dostarczają więc te praktyki znakomitych ilu-stracyj dla tezy, iż w magji ludowej be z p oró w n an i a większe znaczenie ma to, co się chce uczynić, od tego, co się czyni. Mogę zaszywać na kimś odzież, ale jeśli chcę w tej właśnie chwili zaszyć np. uszy (słuch) wilkowi, — będzie je miał zaszyte (ob. § 226). Mogę zniszczyć najzwyklejszy garnek, rozbijając go w kawałki, jeżeli jednak uczynię to, mając np. na myśli zniszczenie czarta, — będzie on zniszczony (ob. § 225 niżej).
Praktyk podobnych jest mnóstwo, a ich zasięgi są częstokroć światowe. Powiedzmy ot naprzód, że którejś z naszych włościanek chodzi o odwrócenie złego; wystarczy wtedy odwrócić cokolwiek, myśląc o odwróceniu owego złego, a cel będzie jakoby osiągnięty. Aby, dajmy na to, odwrócić urok i t. d., odwraca się róg fartucha albo jakąkolwiek cząstkę odzieży, z drugiej zaś strony można też odwrócić w identycznym celu dogóry dnem byle jakie na czynie, jak to robią np. na Rusi.
Zamiast zresztą „odwrócić*, można z równie dobrym skutkiem odrzucić złe. Jest więc zwyczajowy nakaz, że ciężarnej kobiecie w niczem odmawiać nie wolno; jeśli kto odmówi, tedy, obawiając się zemsty, odrzuca grożące złe, rzucając za odchodzącą czemkolwiek bądź (np. śmieciem, węgielkiem i t. p.). Podobnież należy odrzucić
Ob. cz. I, str. 101, § 115 oraz ez. III.
ł Sól, jak wiadomo, oślepia, gdy się dostanie do oczu; stąd jej ogromne znaczenie w magji ludowej (ob. § 248).
* Sic!