228 IX. „Dziadów” część trzecia: manifest profetyzmu
I jeszcze w trakcie tej sceny dowiadujemy się, iż w rzeczy samej magiczna siła oka Konrada jest skuteczna. Jak stwierdza egzorcyzowany przez ks. Piotra Duch:
Grzesznik chory, lata bez pamięci I jutro rano szyję niezawodnie skręci (III, s. 179).
Samobójstwo Rollisona to ważny element dramatu Konrada i aż dziw, że raczej zlekceważony w analizach utwroru. Można tę sprawę rozpatrywać w różnych aspektach. Stanowi ona „obiektywne” uwierzytelnienie roszczeń Konrada: jpst on jednostką wyjątkową i pod tym względem, że ma dar magicznego oddziaływania na drugich. Jest uwierzytelnieniem, nie pozbawionym akcentu tragicznej ironii. W Wielkiej Improwizacji Konrad skarży się, iż władzy, którą ma „nad przyrodzeniem”, nie może rozciągnąć na dusze ludzkie. I oto okazuje się, że kiedy został opętany przez diabła, władza ta rozciąga się też i na ludzi,
Poza tym — Rollison ginie jako ofiara zastępcza. Samobójstwo jest najpotężniejszym, jakim człowiek dysponuje, protestem przeciwko porządkowi metafizycznemu. To też sposób walki z Bogiem. Pamiętamy przepaścistą dialektykę rozumowania Kiryłowa z Biesów. W dramacie Konrada, w którym wszystkie uczucia napięte są do ostatecznych granic, który zna tylko pozycje skrajne, logiczną konsekwencją walki z Bogiem jest samobójstwo.1 Ale Konrad umrzeć nie może. Musi on być zachowany dla wielkich celów w przyszłości. Ma umrzeć za niego Rollison. I śmierć ta będzie miała charakter metafizycznego protestu. Mówi przecież Konrad:
Patrz, tam masz okno, wybij, skocz, zleć i złam szyję,
I ze mną tu leć w głębie, w ciemność — lećmy na dół — Otchłań — otchłań ta lepsza niźli ziemi padół;
Tu nie ma braci, matek, narodów, — tyranów —
Pójdź tu (III, s. 173).
I wreszcie — aspekt na pewno istotny — samobójstwo to jest grzechem, wielkim grzechem, popełnionym przez Konrada. Nie wolno nam usprawiedliwiać Konrada względem, iż popełnił on ten grzech w opętaniu, iż przemawia tu jego ustami szatan. Na taką kazuistykę nie pozwala etos dramatu. Opętanie Konrada jest przecież zawinione przez niego. Dramat mówi nam tu coś odwrotnego: dar profetyczny to nie tylko wielkie wyróżnienie, ale i wielka odpowiedzialność. Człowiek obdarzony takim darem, jeśli schocTzi na manowce, wciąga w potępienie nie tylko siebie, ale i drugich. I dlatego pociecha religijna, z jaką ks. Piotr pójdzie do umierającego Rollisona, to nie tylko sprawa zbawienia ciężaru jego grzechu.
I wreszcie jedno jeszcze warto tu zanotować. Ks. Piotr jako człowiek kornej i żarliwej wiary jest przeciwstawiony Konradowi. Danym mu jest widzenie przyszłości. Bóg objawia mu nie tylko przyszłe klęski narodowe, ale i prowiden-cjalny ich sens. Przepowiada on śmierć Doktorowi. Wie, że Konrad na zesłaniu spotka się z Oleszkiewiczem. Czyta więc w przyszłości jak w otwartej księdze. Ale tego magicznego daru oddziaływania na „przyrodzenie” czy ludzi, jaki wyróżnia Konrada, brak mu. Konrada potencjał profetyczny, nawet w grzechu, nawet w opętaniu jest większy.
Jakie są konsekwencje moralne buntu Konrada? I w jakiej mierze bunt Konrada zaciąży na jego dalszym życiu? U Konrada pozostanie ostra świadomość tego, iż popełnił wielki grzech. Gdy ks. Piotr~Tćaże mu się modlić, aby Bóg wymazał z jego pamięci „słowa głupstwa”, którymi obraził Boga, odpowiada: „Już są tam — wykute” (III, s. 181). A przy następnym spotkaniu z księdzem u Senatora mówi: „Mnie, kto wie, czy już kiedy słuchać mszy pozwolą” (III, s. 252). Tak się to przełamuje w jego świadomości. I wydawałoby się, że poczucie tego napiętnowania grzechem otrzymuje w drama-oio „obiektywne” potwierdzenie. W noc Dziadów Guślarz i Kobieta widzą Konrada wśród zesłańców, wywożonych na północ. Pierś ma zbroczoną krwią. To — wyjaśnia Guślarz — rezultat ran, jakie mu zadali „narodu nieprzyjaciele”. Ale ma też on i inną tajemniczą ranę na czole:
Kobieta
Jedną ranę miał na czole,
Jedną tylko i niewielką,
Zda się być czarną kropelką.
Guślarz
Ta największe sprawia bole;
Jam ją widział, jam ją zbadał;
Por. zdanie J. Kleinera: „Konrad po załamaniu się doszedłby do samobójstwa. Jedyne to wyjście możliwe.” Mickiewicz, t. II, cz. 1, s. 361.