XXXIV SPORY O GENEZĘ „PIEŚNI O ROLANDZIE"
teligentem — człowiekiem, który przeszedł przez szkoły kościelne, otarł się o nauczaną w nich retorykę, czytał autorów łacińskich. W tej perspektywie rodzi się pytanie o inną tradycję, jaka mogłaby stać za epopeją — nie o tę ustną i ludową, którą możemy sobie tylko wyobrażać, bo jest dla nas bezpowrotnie stracona, lecz o dostępną nam tradycję uczoną, literacką, tradycję tematyczną i formalną epopei łacińskiej, antycznej i średniowiecznej. Ten kierunek badań wydał szereg prac (Chiri, Wilmotte, nieco inaczej Curtius, Burger), których wyniki nieraz kwestionowano — Italo Siciliano żartował sobie, że jeśli zachodzą podobieństwa w opisach bitew między epiką łacińską a starofrancuską, przyczyna tego tkwi w sztuce wojennej bardziej niż w sztuce poetyckiej! — ale które zasługują również na uwagę.
Choć teoria Bediera była wielokrotnie i ostro atakowana w ciągu minionych dziesięcioleci, zapoczątkowany przez niego indywidualizm w poglądach na powstanie epopei nie przestał mieć zdecydowanych i bezkompromisowych zwolenników. Bardzo mocno wypowiadał się w tej sprawie Antonio Viscardi w r. 1952 („Przed Rolandem nie ma nic...”). Zaś w r. 1977 Andre Burger — na wstępie książki Turold, poete de la fidelite (Turold, poeta wierności) — oświadcza spokojnie, że nie będzie się zajmować jałowym i nie końcżącym się sporem o powstanie chansons de geste, i że dla niego „problem jest rozstrzygnięty od czasu ukazania się Legendes epiąues”. Z jedną poprawką: Turold był klerkiem, nie żonglerem.
B. Tradycjonaliści. Nie wszyscy jednak są tego pewni — a raczej wielu jest pewnych, że perspektywa bedierowska jest perspektywą fałszywą i do odrzucenia. Wkrótce zakwestionowali ją historycy — Ferdinand Lot, Marc Bloch, Robert Fawtier. Narodziny epopei na drogach pielgrzymek zostały podane w wątpliwość. Twierdzo-
no, że najstarsze z nich — w tym właśnie Pieśń o-Rolandzie, która w ogóle nie wspomina o św. Jakubie ■ z Composteli — nie mają z tymi drogami nic wspólnego i że lokalizacja legend epickich w klasztorach mogła być zjawiskiem wtórnym. Ubóstwo i zniekształcenie danych historycznych w ęhansons de geste przemawiają przeciw tezie o współpracy klerków z żonglerami i o kronikarskich źródłach aż tak niedoskonałej informacji. I oto znów, choć w innej formie, wyłania się stara, romantyczna hipoteza: jeśli legendy epickie znajdowały niekiedy schronienie w murach klasztornych, to „po długich wędrówkach przez góry i lasy”1 — innymi słowy, po wiekach ustnego przekazywania. Może nie używa się już słowa „kantyleny”, ale mówi się, o balladach czy pieśniach żałobnych (complaintes), które musieli śpiewać już sami weterani bojów Karola .Wielkiego — któryż lud nie opiewał w ten sposób swoich bohaterów i poruszających go wydarzeń? Bedierowski poeta-autor Pieśni o Rolandzie jawi się zatem jako spadkobierca poprzedzającej go, wielowiekowej tradycji poetyckiej, lub co najmniej legendarnej.
Szczególnie dobitny i systematyczny wyraz znalazł ten tradycjonalizm, czy też neotradycjonalizm, w pracach wielkiego filologa hiszpańskiego, erudyty, znawcy średniowiecznych literatur romańskich, jakim był Ramon Me-nendez Pidal. Opierał on swe twierdzenia w znacznej mierze na argumentacji komparatystycznej, która zresztą z reguły towarzyszy teoriom o ustnym przekazie poetyckim: jeśli tak było i jest gdzie indziej, to dlaczego nie tutaj? Menendez Pidal, formułując tezę o życiu poezji w „stanie ukrytym”, powołuje się na analogiczne zjawiska stwierdzone w dziejach hiszpańskiego romancero, lub
2*
Por. F. Lot, Etudes sur les legendes epiąues franęaises, Paris 1958, s. 259.