104
Sposoby zawierania małżeństw
Rodzice mówią „musisz brać”, beczy, kwiczy, musi brać (...) w cape dostaje jak nie chce (...). I jedno i drugie musi się rodzica słuchać. (...) A jak się nie spodoba, to się spodoba później, ja tyz swoją żonę na oczy nie widziałem i musiałem wziąć i teraz zadowolony jestem... (Ber. 3)
Respondenci starają się jednak podkreślić aktywny udział potencjalnej pary młodych Romów w rozmowach, bo mimo obowiązującej zasady, że dziewczyna sama sobie męża nie wybiera i musi czekać na inicjatywę chłopaka, to czasem rodzice pozwalają swojej córce zdecydować się na takiego czy innego męża. W swoich wypowiedziach deklarują troskę o przyszłość dziecka i chęć zapewnienia mu dobrobytu. Dla Jaglanów, Rapaci i Lesiaków jest to priorytet.
...i było tak, że zawołali ją — trzeba sprawdzić czy dziewczyna chce tego chłopaka (...). Akurat rozmawiał przez telefon z moim ojcem, to zawołał swoją córkę i mówi: „Słuchaj, to jest rodzina taka i taka... i chciałbym, żebyś wyszła za tego chłopaka. Znam go od urodzenia, znam jego rodzinę. Powiedz czy podoba ci się”. Ona nie patrzyła na mnie, tylko rozmawiała: „uhum, uhum...” Później ja wyszedłem, a ona powiedziała do swojej koleżanki, mojej siostry: „To idź powiedz, że podoba mi się”. To moja siostra poszła prosto do mojej mamy: „Mamo, Wiśnia powiedziała, że podoba się jej nasz brat”. I to było już... (Les. 5)
A oto inny przypadek. Jeden z Romów, mając 18 lat, ożenił się z romską dziewczyną mieszkającą w sąsiedztwie. Do ślubu nikt go nie zmuszał, rodzice nie powiedzieli mu, że musi się ożenić, bo już skończy! 18 lat. On sam stwierdził, że czas najwyższy założyć rodzinę. Dziewczynę, którą poślubił, znał od dzieciństwa, wiedział, że rodzice jej i jego umówili się zaraz po przyjściu na świat dzieci, że „są dla siebie”. Wszyscy jego koledzy, krewni mieli wyswatane przez rodziców małżeństwa, ale zdaniem respondenta wybór rodziców nie był ostateczny. Mężczyzna, chociaż znał przyszłą żonę od dzieciństwa, nie był nią zainteresowany. Dopiero, gdy koledzy zaczęli mówić, że jest ładna i że „wezmą ją” dla siebie, postanowił ożenić się. Z chwilą podjęcia decyzji i poinformowania o tym rodziców, rozpoczęły się przygotowania do wesela (Les. 2).
Inny z respondentów ze Zgierza (Les. 5) bardzo subiektywnie opisał historię zawarcia przez niego małżeństwa. Przytoczę ją tutaj niemal w całości, jest bowiem bardzo dobrym przykładem na rezultat modelowego procesu wychowania dziecka, jego przygotowania do funkcjonowania w grupie:
Moja żona mieszkała w Warszawie, ja mieszkałem w Zgierzu. Jej dziadek tak samo mieszkał w Zgierzu. Jakoś święta były wspólne, przyjechaliśmy akurat do jej dziadka z moimi rodzicami. Tam widziałem ją: „o, fajna dziewczyna”, ale bardziej nie zwróciłem uwagi... Później moja mama z jej mamusią (to w sumie rodzina, korzenie rodzinne są) ustaliły — „przyjadę do ciebie na swaty”. — „Drzwi są otwarte, jeżeli się jej spodoba, to nie ma sprawy”. No i pojechaliśmy do Warszawy. Ja się bardzo wstydziłem, nie chciałem się ożenić, bo miałem szkołę... Wszedłem do domu, ona mnie zobaczyła, wskoczyła do pokoju, śmiała się. Ja wyskoczyłem z domu też, w samochodzie cały dzień przesiedziałem. (...) przyjechaliśmy i brat się starszy pyta: „co tam?”, — „nie wiem, ale chyba mnie nie chce jak przyjechaliśmy bez niej”. Ale oni się dogadali, że będzie wesele za półtora miesiąca. Akurat jej tata był w Stanach Zjednoczonych, przyjeżdżał za miesiąc. Przedzwonili do niego i on się zgodził. Ja o niczym nie wiedziałem. (...) tata mówi: „pieniądze mam, jedź do miasta, kup garnitur”. Przyszedł ten dzień, zrobili piękne wesele, zaprosili bardzo, bardzo