JA JESTEM ZMARTWYCHWSTANIEM I ŻYCIEM, 79
zachodzącego w niej procesu "przemiany życia historycznego w życie wieczne”.
Zapewne niejednokrotnie człowiek doznaje przeżycia przynajmniej „częściowej integracji” swej identyczności, kiedy w codziennym doświadczeniu dokonuje przezwyciężania „trojakiej pożądliwości”, co równoznaczne jest z pewnego rodzaju „obumieraniem” różnych aspektów osobowości. Napotykamy też czasem przykłady śmierci w późnej starości, przebiegającej w całkowitym spokoju i przy osiągniętej niemal integracji — przynajmniej w sposób asymptotyczny — a to dzięki dostrzeganiu owoców wysiłku całego życia. W takich wypadkach zdaje się być całkiem wyraźnie widoczne, że zintegrowana w całości życia śmierć pozbawiona zostaje jakby swego zakrycia i nie jest bynajmniej przeżywana, jako coś sprzeciwiającego się naturze człowieka.
Jeśli więc Pismo św. i orzeczenia Kościoła nazywają śmierć „zapłatą grzechu”, to w tym określeniu znajduje swój wyraz doświadczenie protestujące przeciw zakryciu śmierci i bezsilności jaka towarzyszy zwykle jej przeżywaniu.
W tym też zakryciu można widzieć w pewnym sensie istotę charakteru „kary” za grzechy, zawartego w śmierci, która nie sprzeciwiając się samej naturze człowieka odczuwana jest jakoś coś, co nie powinno mieć miejsca w egzystencji człowieka, uwarunkowanej łaską i nadprzyrodzonym powołaniem.
Z zakrycia właściwego śmierci, rodzi się też w nim zakorzeniony lęk przed śmiercią, będący poniekąd wyrazem „sytuacji grzechu”, przejawiającej się w tym, że człowiek umiera jakby nie dochodząc do wypełnienia swej historii; a stąd i wszystkie inne właściwości umierania i śmierci, doznawane w konkretnych przypadkach, związane są z grze-rzem i „zapłatą” za niego, stwarzając tym samym możliwość oczyszczenia. Jako stworzenie objęte działaniem Bożym człowiek odczuwa lęk przed zdarzeniem śmierci, dostrzegając w nim jakby przejaw i może zaczątek wdzierającej się w dziedzinę bytu osobowego śmierci wiecznej, która jest śmiercią we właściwym tego słowa znaczeniu.
Współumieranie z Chrystusem...
Wspomnieliśmy, że określenie śmierci jako kary za grzech ma zra-czenie analogiczne. Nie jest ona karą — przynajmniej dla człowieka usprawiedliwionego, zachowując w tym wypadku w świetle wypowiedzi Pisma św. i orzeczeń Kościoła jedynie znaczenie jakby „miejsca” ewentualnego czyszczenia czy „sprawdzenia” wierności, a tym samym ostatnią możliwością zdobycia zasługi i zadośćuczynienia za pozostałe do wyrównania przewinienia.